10/2020
Magdalena Drab

Tekstylnie

 

Nie każdemu we wszystkim jest do twarzy. Doświadczony kolorysta potrafi dobrać odpowiedni zestaw barw do karnacji, ale to kosztowne. Można zatem próbować odkryć swoją gamę kolorystyczną samodzielnie, przymierzając to i owo, by wreszcie pewnego dnia móc stanąć dumnie przed lustrem i powiedzieć sobie: oto ja, oto moje barwne dopełnienie.

Zadowolonych użytkowników dopełnionych wizerunków jest na ulicach coraz więcej. Rozpoznają się wzajemnie, obdarzają sympatią lub niechęcią. Uśmiechają się do siebie z maleńkich fotografii, odpowiednio obramowanych i uzupełnionych nakładką, tak by nie tracić czasu na zbędne tłumaczenia: kim jestem, co myślę i co lubię. Na pierwszy rzut oka wiadomo, z kim mamy do czynienia, czy staniemy po tej samej stronie barykady, czy wręcz przeciwnie. Dzięki barwnemu dopełnieniu nie trzeba prowadzić długich, konwencjonalnych rozmów. Wszystkie potrzebne informacje mamy wymalowane na twarzy, zaklęte w ramkach, T-shirtach, bransoletkach i skarpetach.

Dziś każda myśl szybko rodzi własne dewocjonalia. To świetny pomysł na biznes. Poglądy są modne i dobrze wyglądają jako logo na tekstyliach. Można je dowolnie komponować i drukować. W erze designu każdy aspekt naszego życia musi mieć wysoką wartość estetyczną i należy go przeobrażać, gdy przestaje się podobać albo sprawia wrażenie przestarzałego. W takich czasach dobrze jest gromadzić myśli na mniej trwałych nośnikach. Dobrze móc zmieniać je regularnie, jeśli któraś się przepoci albo opatrzy. Dostępnych jest przecież bardzo wiele wzorów, krojów i form. Każdy znajdzie coś dla siebie. Żal nie przymierzyć, gdy tyle barw kusi, by je na siebie przyjąć.

Słowa pozostają czarno-białe i nieatrakcyjne. Ich jednostajna forma i konieczność przedzierania się przez szpalery zniechęcają. Słowa potrafią być niejasne lub dwuznaczne. Nie to co obraz: jawnie bezwstydny, mówiący o sobie wszystko na dzień dobry. Ucieleśnienie streszczenia, które pozwala łatwo rozumieć i dowolnie interpretować, bez konieczności czasochłonnego doprecyzowywania. Jak powiedział fotograf Andreas Feininger: „W odróżnieniu od zadrukowanej strony, fotografia może być »odczytana« jednym spojrzeniem, a ludzie dziś stają się coraz bardziej niespokojni, niecierpliwie czekając tylko, by pójść dalej”. Powiedział to już wiele lat temu. W jakim miejscu jesteśmy teraz?

Siedzę nad taką właśnie zadrukowaną stroną, dopisuję znaki. Wciąż przybywa kropek, kresek i zawijasów. Powolutku, małymi kroczkami próbuję zbliżyć się do sedna myśli, uchwycić istotę mojej niewygody. Pocę się, skreślam, dopisuję. Czasem zastanawiam się: czy nie prościej byłoby założyć jakiś szalik albo sprawić sobie torebkę, zamiast zastanawiać się i kluczyć? Odbębniłabym obowiązek obcowania z sacrum jakimś zaangażowanym T-shirtem i miałabym więcej czasu na spokojne przeżuwanie posiłków. Wyglądając jakoś, czułabym się kimś, bez konieczności zadawania tylu pytań. Każdy mógłby odczytać mnie jednym spojrzeniem, mielibyśmy poczucie wspólnoty, bez konieczności jej budowania czy tworzenia nietrwałych przecież nici porozumienia.

Jesień blisko, kto wie, może jakiś smutek się przyplącze. Albo, nie daj Boże, zaraza, susza czy strzały za płotem. Znowu trzeba będzie mierzyć się z bezradnością, próbować jakoś posklejać obraz siebie i ładnie wyglądać na zdjęciach. Dobry T-shirt z dobrym logo to dobre remedium na kryzys tożsamości. Można go na siebie założyć i chodzić po ulicach jako zgrabny pakunek. Nadzienie postulatu.

Najpierw pogląd, potem człowiek. Tak się przedstawiamy, starannie opatuleni, dobrze chronieni przez tkaniny – w ubraniu cieplej, bezpieczniej i higieniczniej. Otaczają nas sprawdzone hasła, właściwe myśli i poglądy wydrukowane na ubraniach, które będzie można w razie potrzeby zdjąć albo nosić tylko po domu, jeśli okażą się fałszywe. Gdy świat się wali, zawsze możemy przypiąć sobie jakiś zgrabny kotylion. Poczuć się aktywistą bez wychodzenia z domu. Tyle można zrobić i często tylko tyle się robi.

„W tej mierze, w jakiej jednostki są aktorami, starają się one nieustannie robić wrażenie, że życie ich jest zgodne z licznymi wzorcami, według których ocenia się ich samych oraz rezultaty ich działań. Ponieważ te wzorce są bardzo liczne i rozpowszechnione, jednostki-wykonawcy, bardziej niż mogłoby się to wydawać, tkwią w świecie moralności. Jednakże jako wykonawcy jednostki interesują się nie moralnym problemem realizacji tych wzorców, lecz amoralnym problemem budowania przekonującego wrażenia, że owe wzorce są realizowane. […] Jako wykonawcy jesteśmy handlarzami moralności” – mówi Erving Goffman. Jesteśmy handlarzami nienasyconymi, pragnącymi więcej i więcej. Konsumujemy myśli i poglądy w zastraszającym tempie. A jakość tekstyliów wciąż się pogarsza. Rynek zalewa tania bawełna, na którą stać każdego i która rozłazi się po kilku praniach.

aktorka, autorka i reżyserka, w zespole Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Laureatka Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej (2017) za dramat Słabi.