12/2020
Artur Pałyga

Wdzięczki

 

Życzenia zawsze mają w sobie coś gorzkiego. I nawet nie chodzi o te wredne życzenia, choć i tych nie brakuje („obyś zmądrzał”, „oby ci się wreszcie coś udało”, „żebyś się oduczył kłamać”, „żebyś się przestał kłócić” itp.), ale o te najlepsze, z głębi serca płynące. Bo kiedy życzysz najszczerzej i najpiękniej spełnienia najskrytszych marzeń, to tkwi w tym mocne założenie, że przecież mogą się nie spełnić, i kiedy życzysz przede wszystkim zdrowia, bo jest najważniejsze, to kryje się w tym strach, że może przyjść choroba, i kiedy życzysz szczęścia, to tym samym wyrażasz żal, że tak bardzo go brak, a kiedy życzysz, żeby ten rok był lepszy niż poprzedni, przekazujesz strach, że może będzie gorszy. Cała ta świąteczna magia tonie w obawach, że raczej się nie uda, chociaż tak bardzo byśmy chcieli. Nie będziemy młodsi, zdrowsi i szczęśliwsi. Im bardziej staramy się wyjść z formułek, tym więcej w tym zaklinania twardej rzeczywistości. Więc jedzmy i pijmy, i gadajmy, żeby na chwilę zagłuszyć, sztucznym ogniem rozjaśnić napierającą ciemność, na chwileczkę zapomnieć o nieuchronnej katastrofie, która przybliża się z każdą sekundą noworocznego zegara.

O ileż by było fajniej i może nawet prawdziwiej, gdybyśmy zamiast życzeń przekazywali sobie wdzięczki.

Wdzięczka, że ciągle jesteś, że jeszcze udało nam się jakoś spotkać. Za te wymiany słów oraz myśli w ciągu tego roku, który, wdzięczka, że się nam udało przeżyć. Wdzięczka, że byłeś, byłaś, kiedy to się stało. Wdzięczka, że się starałeś, starałaś być w tym czasie ze mną. Wdzięczka za ten spacer. Za te słowa. Za to przytulenie. Za to, że widzieliśmy, jak pada śnieg. Za to wspólne odkrycie, że ptaki latają w kółko, żeby rozprostować skrzydła i naprodukować sobie w środku energii do życia. Za wymianę spojrzeń. Za dzielenie się. Wdzięczka za te wszystkie rozmowy, w czasie których się nie pokłóciliśmy toksycznie. Wdzięczka za wszystkie pogodzenia. Za to, że wciąż doceniamy wschody i zachody słońca. Wdzięczka za wspólną dobrą pracę. Wdzięczka za to, że się nie bałeś, nie bałaś. Za to, że naprodukowaliśmy wspólnie trochę energii do życia. Wdzięczka, że nie powiedziałaś, nie powiedziałeś wtedy tego, co mogłeś, mogłaś powiedzieć, i za to, co jednak, mimo wszystko, zostało powiedziane. Za cały ten czas, który mogłeś, mogłaś przecież poświęcić na coś zupełnie innego. Za te tak cenne kawałeczki ciepła, a nawet czasami gorąca, ogromna przeogromna wdzięczka. Za to, że przez moment wiedziałem po co i jak. Za to, że nie pogrążyłem się w czarnej zapaści. Za to, że nas nie zjadło całkiem. Za to, że jakoś, póki co, przetrwaliśmy, hurra! Za wszystko to, co się zdarzyło dzięki temu, co się nie zdarzyło, i za to, co się nie zdarzyło, ponieważ się zdarzyło tamto. Za twój udział w tym. Za ten telefon wtedy. Za ten mail. Za to jedno trafne słowo. Za to, że wytrzymałaś, wytrzymałeś. Za to, że byłaś, byłeś, mimo że ja trochę robiłem jakby wbrew temu, żebyś była, był. Za każdy okruch cierpliwości. Za wszystkie momenty, kiedy nie straciłaś, nie straciłeś cierpliwości do mnie. Za to, że uśmiechnęłaś się wtedy, że się uśmiechnąłeś. Za ogarnięcie tego, co nie było łatwe. Za to, że czasem, o dziwo, o wielkie dziwo, było nawet łatwo. Za spotkanie! Za trwanie! Za ciągłość! Za brak jakichś strasznych rzeczy, które przecież mogły się wydarzyć, że nam się udało. Za to, że poza tym strasznym było też niestraszne. Za to, że żyjemy po strasznym. Za to, że jeszcze oddychamy. Za zapach, smak, dotyk, wzrok i słuch, że wciąż jakoś działają i że przekazujemy sobie, jak działają, i nawet czasami to kogoś obchodzi. Za wszystkie chwile, kiedy to kogoś obchodzi. Za wszystkie chwile, kiedy po prostu można było patrzeć w chmury, nie denerwując się, że się denerwujesz ty albo ktoś inny. Za doczekanie i niedoczekanie. Za noc, podczas której nic się nie kończy, nic się nie zaczyna, jest po prostu cicha i pełna noc, i za to, że mogę ci o tym powiedzieć, jeśli akurat zechce się o tym powiedzieć. Za każdy twój śmiech, za każdą radość, za wszystkie te bardzo proste rzeczy, które powodują, że łatwiej oddychać. Za to, że wtedy, wiesz, pamiętasz, ja bardzo dobrze pamiętam, powiedziałaś, powiedziałeś, że nie muszę się spieszyć i może nawet nie miałaś, nie miałeś pojęcia, jakie to było dobre. Za wszystkie kłótnie, które mi dały do myślenia. Za wszystkie myśli, za ich ruch. Za brak, dzięki któremu się tęskni i potem się bardziej czuje. Za bardziej czucie. Za wszystkie niezrozumienia i nieporozumienia, które tworzą chęć zrozumienia. Za wszystko nie do ogarnięcia, nie do wysłowienia, nie do pomyślenia, co stało się, dzieje się tu dzięki tobie, i jeśli chcesz, proszę bardzo, mogę wymienić konkretnie, ale po cichu, tylko między nami, wielka, przenajwiększa wdzięczka! I nie wiem, nie mam pojęcia, co przyniesie cały ten tak zwany nowy rok, ale tak zwany stary pełen jest wdzięczek, które z tej okazji, że właśnie bezpowrotnie odszedł, staram się wyrazić. 2020 pamiętamy!

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).