1/2021

Lokalne flow

Podczas pandemicznego „Animo” odczuwało się niemoc – międzynarodowi twórcy to nieodłączny i chyba najistotniejszy element tego wielokulturowego festiwalu.

Obrazek ilustrujący tekst Lokalne flow

fot. materiały festiwalu

 

W październiku bieżącego roku odbyła się dziewiętnasta edycja Festiwalu „Animo” (piętnasta międzynarodowa) – nic więcej nie muszę dodawać. Jest to jedyne, co w obecnej sytuacji się liczy. Bo czy nie trwa właśnie walka o to, by lokalne inicjatywy podobne festiwalowi sztuki animacji w Kwidzynie zachowały trwałość i ciągłość, by nie przygniotły ich kolejne obostrzenia sanitarne? Wkrótce wyczerpią się materiały archiwalne publikowane w ramach inicjatyw, takich jak „Zostań w domu, nie wychodź z teatru!” TR Warszawa czy VOD Teatru Powszechnego, a premier najważniejszych polskich teatrów nie będzie można przekładać w nieskończoność. Na chwiejnej platformie stoją nie tylko spektakle Lupy, Warlikowskiego i Jarzyny, z czego off zdaje sobie sprawę – jak nikt przyzwyczajony jest do balansowania na granicy niepewności o finansowanie wydarzeń, o które trwa walka tak samo nieustanna, co nierówna.

Dlaczego o tym, jako redaktorka gazety festiwalowej „Animo Magazine”, wolontariuszka, a przede wszystkim wieloletnia widzka tej imprezy, piszę? Jestem uosobieniem zasady, którą w naszym środowisku się posługujemy: niech nie wypowiada się o festiwalu offowym ten, kto nigdy nie mopował podłóg podczas jego trwania. Podłogi mopowałam. Zabrać więc głos mogę. Zwłaszcza teraz dostrzegam potrzebę wrażliwości na teatr i jej rolę w budowaniu więzi kulturowych. A o Festiwalu „Animo”, środowisku, z którego wyrasta moja miłość do teatru, piszę ze wzruszeniem.

Festiwal zaistniał na mapie Polski w 2002, za dom mając Scenę Lalkową im. Jana Wilkowskiego w Kwidzynie, niespełna czterdziestotysięcznym mieście na południu województwa pomorskiego, a za matkę – Dorotę Annę Dąbek, reżyserkę, aktorkę, prezeskę stowarzyszenia. Cztery lata później festiwal przeobraził się w wydarzenie o zasięgu międzynarodowym.

Dzisiaj nie sposób wyliczyć, ile państw współtworzyło „Animo” – wspólnotę ponad granicami, zrodzoną z pasji do teatru animacji.

Pamięta się o artystach z Bułgarii, Chile, Grecji i Izraela. Festiwal ma za przyjaciół lalkarzy z włoskiego La Capra Ballerina, słowackiego Teátro Neline, niemieckiego Figurentheater Wilde & Vogel, a sama Scena Lalkowa z nimi współpracuje, czego wynikiem są koprodukcje teatralne wystawiane podczas trwania festiwalu.

Podczas ostatniej edycji wydarzenia międzynarodowe przeniesiono w abstrakt internetowej chmury, dzięki czemu mogliśmy na odległość podziwiać zagraniczne zespoły: Rouges les Anges, Compania Zero en Conducta i Tamtam Objektentheater. Grupa Rouges les Anges (Czerwień Aniołów) zabrała nas w podróż do świata dziecięcej literatury i teatru lalek. Wydaje się, że ten przedziwnie hybrydowy sposób łączenia plastyki książki dla dzieci (tu: Les Oiseaux Albertyny i Germana Zulla) z ruchem i animacją to nie tylko pomysł na sam spektakl, co wręcz idea przewodnia całego zespołu. Dla Laurence Belet, reżyserki i dyrektorki artystycznej, priorytetem jest zachowanie estetyki i płynności spektakli, tworzonych poprzez połączenie skrawków różnych środków wyrazu: cienia, tańca, przedmiotu, przybliżanych i oddalanych wideo. Widać w tych pracach rękę artystki, która świadomie wykorzystuje ilustracje z albumu dla dzieci, by przenieść je na scenę jako element scenografii. Do historii wkomponowuje muzykę instrumentalną na żywo wraz z elementami improwizowanymi albo animacje wideo. To wszystko spojone jest płynnością ruchów animatorów – Denisa Lagrâce’a i Loëtitii Besson – i składa się na Petit detail, historię spotkania pulchnego kierowcy i małego ptaszka.

Artyści holenderskiego Tamtam Objektentheater w Objectomanii złożyli z kolei hołd teatrowi przedmiotu. Projektowi artist-in-residence towarzyszyło poszukiwanie możliwości animacji w odnalezionych przedmiotach, czułe przystawanie nad przedmiotem i nadawanie mu nowych znaczeń. Natomiast spektakl zespołu Zero en Conducta znacząco różnił się od estetyki poszukiwań artystycznych Holendrów. Najnowsza produkcja hiszpańskiej grupy teatralnej pt. Anima – animae – animam stanowiła swego rodzaju syntezę miłości do pracy fizycznej, lalek i kina, o czym pisałam na łamach gazety festiwalowej tegorocznej edycji „Animo”:

 

Film zrealizowano na podstawie trzech wcześniejszych spektakli grupy: Eh Man He – Mechaniki duszy, Ostatniego tańca Brigitte i TRASHHHHH!!!, choć nie zamknięto go w obrębie tych jedynie widowisk. Do urywków historii Nolana, bohatera zaprzeczającego własnej lalkowej tożsamości, małej kuleczki śmieci o wielkich artystycznych aspiracjach i Brigitte, tak starej, że jej wspomnienia to czarno-białe klisze zacinające się w takt trzeszczącego gramofonu, hiszpański teatr wtłacza element ożywionej materii. Tak, to ona, anima – produkt wyjściowy wynikły z połączenia tańca i kreatywności, owoc starań hiszpańskich lalkarzy, ruch, pasja i wolność – staje się narratorem i tematem opowieści. Dzięki niej Anima – animae – animam zamienia się w coś więcej niż historię opowiedzianą poprzez wykorzystanie zanimowanych lalek, palców odzianych w dresy i przedmiotów znalezionych na śmietniku. Staje się próbą zdefiniowania fenomenu istnienia duszy.

 

Nie sposób mówić o wydarzeniach dziewiętnastej edycji festiwalu, nie wspominając słowem o warsztatach, koncertach albo wideocastach. Dla wrażliwców znalazło się miejsce na wirtualnej widowni spektaklu albo w mindfulnessowej przestrzeni Laury Bartolomei i jej warsztatach z poezji ruchu, gdzie szukano najwyższej formy autoekspresji. Cykl muzycznych seansów relaksacyjnych, festiwalowym bywalcom znany pod nazwą Dźwiękowego Spa, przeniósł uczestników w przestrzeń lejących się i wibrujących dźwięków gongów i mis tybetańskich, oferując komfort i bezpieczeństwo. W tegorocznej edycji do Macieja Hanuska, prowadzącego to wydarzenie muzyka, współzałożyciela zespołu Tara Gayan, twórcy instalacji interaktywnych Budek Nietelefonicznych, dołączyła Joanna Nitefor. Ścieżka muzyczna została tym samym wzbogacona o wizualny performans. Artyści, jak sami mówili, chcieli „ożenić ze sobą piękne, fraktalne obrazy […] z dźwiękami, które znacie z poprzednich edycji festiwalu”.

Dla widzów potrzebujących brzmień znacznie cięższych „Animo” przyszło w odpowiedzi z koncertem We are going to die. Zespół Fekete Seretlek i studio Damuza tworzą artyści o korzeniach czeskich, słowackich i rosyjskich. Co fascynujące, grupa w całości składa się z absolwentów Wydziału Teatralnego Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze, lalkarzy, tancerzy i aktorów, których praca zawodowa widoczna jest na scenach czeskich teatrów niezależnych. Oni jednak, scaleni w zespół, wracają do zupełnie innego rodzaju doświadczenia. Chwytają akordeon, skrzypce, kontrabas, trąbkę, wiolonczelę, perkusję i wszystkie inne instrumenty, jak na przykład cajón, których nazw nie potrafię nawet wymówić… i grają. Od szesnastu lat!

Trzon tradycyjnie ujmowanego teatru, a więc festiwalowy nurt OFF tegorocznej edycji, stanowiło trio repertuarowe: Calineczka dla dorosłych Papahemy i Teatru Montownia, Oddaleńcy Natalii Sakowicz i Macieja Cempury oraz Wiosna Teatru Malabar Hotel. Z każdego ze spektakli biła kruchość wobec wszechobecnego dyskursu pandemicznego, co jest w gruncie rzeczy fascynujące, kiedy pomyśli się, że to pandemia nadała tym spektaklom właściwą formę. Sprawiła, że stały się kolejno: technicznie sprawną bajką, leśmianowską impresją i skrawkiem doświadczalnego tworzywa. Na naszych oczach świat przekształca teatr w miejsce zagłady, do którego warto pójść dzisiaj, bo być może jutro będzie za późno. A to uwrażliwia.

Podczas tegorocznego „Animo” odczuwało się swoistą niemoc i frustrację – międzynarodowi twórcy to nieodłączny i chyba najważniejszy element tego wielokulturowego festiwalu. Nic więc dziwnego, że ich brakowało. I że czekać się będzie na ich nazwiska widniejące w repertuarze przyszłorocznej edycji.

Warto tu jednak przypomnieć, że to właśnie prowincjonalność „Animo” w normalnych warunkach bardzo sprzyja jego szerokiej, międzynarodowej formule. Kwidzyński festiwal – jak wiele offowych imprez – ma w sobie coś ze zdarzeniowości, pozornej powtarzalności, które pozwalają lokalnej społeczności na przeżywanie nieustannego flow.

Można więc powiedzieć, że publiczność „Animo” jest w jakimś sensie uprzywilejowana. Wprowadza się ją w przestrzeń teatru animacji, od dziewiętnastu lat kształtując jej wspólnotowy charakter. I tak widz „Animo” staje się nie tylko festiwalowym przyjacielem, ale również uczestnikiem teatralnego doświadczenia – świadomym, otwartym i uważnym.

 

XIX Festiwal „Animo”
(XV Międzynarodowy Festiwal „Animo”)
Kwidzyn, 6–10 października 2020

 

studentka Akademii Teatralnej w Warszawie. Od 2013 roku coroczna wolontariuszka, a następnie redaktorka na Międzynarodowym Festiwalu „Animo” w Kwidzynie. Organizatorka projektów zaangażowanych społecznie, m.in. Maratonu Pisania Listów z Amnesty International. Realizuje jako dramaturg offowe projekty teatralne.