1/2021
Obrazek ilustrujący tekst Nie anioł, nie Hitler

fot. Loui der Colli / Wikimedia Commons / CC BY-SA 3.0

Nie anioł, nie Hitler

Bruno Ganz był aktorem bez metody. Pisali o tym krytycy, mówił o tym sam. Jednak co to znaczyło i jakie było jego aktorstwo? Na pewno: skromne.

 

Najlepszy, Nieziemski – takimi tytułami artykułów żegnały Brunona Ganza największe niemieckie gazety tuż po jego śmierci 16 lutego 2019 roku. Wybitny szwajcarski aktor jest znany polskiemu widzowi przede wszystkim z kina. To on wcielił się w postać anioła Damiela w filmie Wima Wendersa Niebo nad Berlinem w 1987 roku, on zagrał rolę Adolfa Hitlera w legendarnym obrazie wyreżyserowanym przez Olivera Hirschbiegela Upadek z 2004 roku. Niewielu jednak wie, że Ganz w zadziwiająco szybkim tempie zdobył w teatrze to, o czym może zamarzyć każdy aktor: tytułowe role w spektaklach reżyserowanych przez najważniejszych reżyserów, i to w ciekawym dla tej sztuki czasie.

Chodzi tu szczególnie o lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte XX wieku, kiedy teatr niemieckojęzyczny przechodził niesamowitą metamorfozę, a jego twórcy robili wszystko, by rozstać się z tradycją i klasycznym postrzeganiem tej sztuki. Ganz dojrzewał jako aktor pod bacznym okiem reżyserów, którzy całkowicie opanowali sceny (w tym czasie powstało określenie „Regietheater”): swoimi wizjami, swoimi interpretacjami, swoimi aktorami. Mówi się, że to Peter Stein wypromował Ganza, choć nie jest to cała prawda. Kurt Hübner, Peter Zadek, Peter Stein, Claus Peymann, Klaus Michael Grüber – to najważniejsze nazwiska niemieckiego teatru drugiej połowy XX wieku, a zarazem twórcy, z którymi Ganz współpracował latami i w których spektaklach grał główne role.

Ganz, urodzony 22 marca 1941 roku w Zurychu, nie pochodził z artystycznej rodziny. Jego ojciec pracował w fabryce, matka była włoską migrantką. Bruno miał, jak sam twierdził, zupełnie normalne dzieciństwo. Rodzicom zależało, by wyuczył się jakiegoś praktycznego zawodu, zapewniającego mu stałą, dochodową pracę. Matka poleciła go malarzowi wnętrz, ale Bruno zamiast do pracy poszedł na kawę do kawiarni. Nie wiedział, kim chce zostać w przyszłości, ale interesowała go literatura. O wyborze drogi zawodowej zdecydował przypadek, a raczej pewna osoba. Osób, które Ganz spotka na swojej ścieżce w odpowiednim momencie i miejscu, będzie zresztą jeszcze wiele. Pierwszą z nich był przyjaciel, który pracował jako oświetleniowiec w teatrze w Zurychu i któregoś dnia zaprosił Ganza do swojej loży. I tak się zaczęło. Rodzice nie pochwalili decyzji syna o byciu aktorem, ale też specjalnie się nie wtrącali, dzięki czemu zamiast maturą, Ganz zajął się nauką w szkole aktorskiej, dorabiając sobie przy okazji jako pracownik księgarni. Pierwszym teatrem, w którym występował, i to już na niemieckiej ziemi, był teatr studencki w Getyndze. Młody Szwajcar zetknął się tam ze studentami prawa, których ojcowie byli między innymi sędziami w czasie drugiej wojny światowej. Tam zaczęło się jego życie w Niemczech, nauka języka, a następnie aktorskie przesłuchania, w tym do teatru w Bremie.

Tak się złożyło, że dyrektor teatru był chory, a zamiast niego Ganza przesłuchał reżyser Peter Zadek. Ganz znał jego twórczość ze zdjęć w czasopiśmie teatralnym „Theater heute”. To spotkanie zaowocowało latami współpracy, a Zadek od samego początku był zachwycony talentem Ganza. W swojej biografii My Way reżyser pisze, że zadzwonił do chorego na grypę dyrektora Kurta Hübnera i powiedział: „Słuchaj, przyszedł tu taki aktor, nazywa się Bruno Ganz, jest Szwajcarem, mówi takim śmiesznym szwajcarskim dialektem, ale i tak uważam, że jest niesamowicie uzdolniony i chętnie bym go zaangażował”1. Dalej wspomina: „Kurt poprosił mnie, bym go przyprowadził do domu. Zrobiłem to. Kurt leżał w łóżku, Bruno recytował i został zatrudniony”2.

Nowatorski teatr reżyserski Petera Zadka i Petera Steina w Bremie to nie tylko odważni reżyserzy, ale przede wszystkim młody, prężny zespół aktorski (między innymi: Edith Clever, Jutta Lampe, Michael König, Werner Rehm czy właśnie Bruno Ganz), który chciał awangardy i zerwania z dotychczasowym teatrem. To za dyrekcji Kurta Hübnera (1962–1971) wytworzył się tam tzw. styl bremeński, polegający na innowacyjnych rozwiązaniach scenicznych, które nie przez wszystkich były akceptowane. Teatr z Bremy stał się jednak najbardziej znanym ośrodkiem teatralnym w Niemczech, a Peter Zadek zrobił z Ganza jego gwiazdę.

Pierwszą ważniejszą rolą był Maurycy w Przebudzeniu wiosny w reżyserii Zadka w 1965 roku. Wystarczy spojrzeć na zdjęcie Ganza ze spektaklu, by zrozumieć jego „inność” i „świeżość”. Młody, przystojny mężczyzna, ubrany we współczesny garnitur, siedzi na głowie manekina. Patrzy w górę, ręką podpiera twarz. Siedzi nonszalancko, prowokacyjnie, „inaczej”. Jest młody, pewny siebie, wolno mu wszystko. Ale jego spojrzenie jest pełne melancholii, rozmarzone, niedojrzałe i nieszczęśliwe. Za nim znajduje się oświetlona neonami dekoracja – wielkie zdjęcie twarzy młodej brytyjskiej aktorki Rity Tushingham, która występowała w filmie Sposób na kobiety wyświetlanym właśnie w Niemczech. Scenograf Wilfried Minks twierdził, że była to twarz nowej generacji. Młody Maurycy popełnia samobójstwo, a Kurt Hübner jeszcze w tym samym roku obsadza Ganza w roli Hamleta. Aktor miał wtedy dwadzieścia cztery lata i według krytyków był za młody na tę rolę, ale potrafił z tego uczynić atut. W recenzjach czytamy o Ganzu: „Gra Hamleta, który doskonale wie, że jest jeszcze zbyt »niedojrzały« dla świata, w którym żyje, jeszcze zbyt niezdecydowany, pytający, ciekawski, uparty. Młody”3. Kolejny rok to dwie wielkie role: tytułowa w Makbecie w reżyserii Hübnera i Franz Moor w Zbójcach Schillera wyreżyserowanych przez Petera Zadka. Curt Bernd Sucher, krytyk teatralny związany z „Süddeutsche Zeitung” wspominał w swojej książce pewien tygodniowy festiwal teatru w Bremie w 1967 roku, podczas którego Ganza można było obejrzeć aż w pięciu spektaklach, i to w dużych rolach: Hamleta, Makbeta, Maurycego, a także Jochena Rulla (Unberatenen) oraz strażnika w Antygonie: „Bez Brunona Ganza, bohatera Bremy, który pod żadnym pozorem nie jest siłaczem, lecz szczupłym, nieśmiałym, powolnym aktorem – nie wirtuozerskim, nie błyszczącym, lecz niesłychanie szczerym, bezpośrednim, intensywnym – bez niego tego tygodnia by nie było”4.

I jakby tego było mało, w życiu Ganza pojawił się Peter Stein – wschodząca gwiazda niemieckiego teatru, która zagarnęła aktora do swojego wszechświata.

Współpraca przy spektaklu Intryga i miłość oraz kolejna tytułowa rola Ganza w Torquacie Tassie w reżyserii Steina sprawiły, że niemal cały zespół aktorski pod przywództwem charyzmatycznego artysty przeniósł się do Berlina Zachodniego, aby założyć teatr Schaubühne am Halleschen Ufer na Kreuzbergu. To w Berlinie rozpoczął się kolejny pracowity rozdział w życiu Ganza jako aktora teatralnego i to tu zastała go niemiecka rewolucja kulturowa 1968 roku. W 1971 roku Ganz zagrał młodego i starego Peer Gynta w interpretacji Steina, a rolą tą zachwycił krytyków teatralnych, którzy zwrócili uwagę na umiejętność metamorfozy aktora, grającego najpierw naiwnego, młodego człowieka, a za chwilę starca, który stracił wszystko. Uratowany przez Solvejgę (Jutta Lampe) kładzie się na jej kolanach niczym dziecko. Powstaje sugestywny obraz (zdjęcie trafiło na okładkę czasopisma „Theater heute”) mający w sobie coś z Piety Michała Anioła.

Czas największej aktywności Ganza na deskach teatralnych to lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte XX wieku, jednak aktora zawsze pociągało kino. Tak jak w teatrze, tu też miał szczęście do napotkanych przez siebie ludzi, choć może to oni mieli szczęście do niego. Przez ponad trzydzieści lat jego karierę filmową wspierała wielka dama pośród niemieckich agentów filmowych – Erna Baumbauer, która potrafiła wystarać się o role i kontakty dla Ganza, jeszcze zanim ten gotowy był na międzynarodową karierę. Do dziś na stronie internetowej baumbaueractors.com widnieje profil aktora: kolor oczu – niebieski, kolor włosów – brązowe, siwe, język rodzimy – szwajcarski niemiecki, inne języki – niemiecki, angielski, francuski, włoski.

Bruno Ganz zagrał w ponad stu filmach, i to u takich reżyserów jak Wim Wenders, Werner Herzog, Ridley Scott czy Lars von Trier. Największą popularność dały mu wspomniane już role w filmach Niebo nad Berlinem (1987) w reżyserii Wendersa, a długo później Upadek (2004) Hirschbiegela.

Kariera filmowa Ganza jest tematem na odrębny artykuł, ważne, że aktor nie zabiegał o karierę w Hollywood, nie czuł się dobrze w USA. Żył w Zurychu, marzył o mieszkaniu w Wenecji (i w końcu spełnił to marzenie), a o Hollywood mówił: „Pod żadnym względem do niego nie przynależę. Dobrze, że istnieje miejsce na horyzoncie, w którym wszystko lśni i jest ze złota, niektórzy ludzie przebywają tam z chęcią. Inni natomiast przyglądają się temu chętnie z daleka i mówią: nie wszystko musi być złote”5.

Prawdopodobnie tak jak każdy aktor filmowy chciałby sięgnąć po Oscara, ale był posiadaczem chyba o wiele ważniejszego, bo niepowtarzalnego w swoim rodzaju wyróżnienia. Mowa o Pierścieniu Ifflanda, przyznawanym od ponad dwustu lat najwybitniejszym artystom teatru niemieckojęzycznego. Wolą niemieckiego aktora, dramatopisarza Augusta Wilhelma Ifflanda (odtwórcy Franza Moora w prapremierze Zbójców Schillera w 1782 roku), było przekazywanie pierścienia z wygrawerowanym na nim popiersiem kolejnym wybitnym twórcom teatru. Bruno Ganz otrzymał pierścień w 1996 roku, bo tak zażyczył sobie jego poprzedni posiadacz – Austriak Josef Meinrad. Ten zaś nakazał po swojej śmierci przekazać pierścień niemieckiemu aktorowi Jensowi Harzerowi, co też uczyniono.

Ganz świadomie zrezygnował z dalszej kariery teatralnej na rzecz filmu. Nie potrafił wyobrazić sobie łączenia tych dwóch jakże różnych i wymagających światów. Z czasem też zaczął coraz częściej odmawiać ról filmowych, wyznaczał dłuższe przerwy między kolejnymi produkcjami. Robił jednak wyjątki dla teatru. Chyba najważniejszym było wielkie pod każdym względem przedsięwzięcie, czyli Faust Petera Steina z 2000 roku. Premiera odbyła się w Hanowerze podczas EXPO 2000, spektakl można było jeszcze obejrzeć w Berlinie i Wiedniu, został też dobrze udokumentowany. Realizacja Steina była dużym wydarzeniem, reżyser przygotowywał się do niej latami, by w końcu zaprezentować tekst Goethego bez żadnych skreśleń: ze sceny padło ponad dwanaście tysięcy wersów tekstu, łącznie z uwagami dramatopisarza. Próby trwały osiem miesięcy, a inscenizacja dwa wieczory (pierwsza część osiem godzin, druga czternaście). W Internecie można obejrzeć produkcję skróconą do trzynastu godzin, a także długi film dokumentalny pokazujący próby do spektaklu.

Aktor otwarcie mówił, że nie był zadowolony z tej realizacji, czuł się przygnieciony ogromem materiału scenicznego. Choć każdy aktor marzy o roli Fausta, Ganz nie odnalazł się w tej inscenizacji, odczuwał dyskomfort, o którym opowiadał w filmie dokumentalnym Stationen einer Karierre z 2004 roku. „W moim Fauście było ciągle coś obcego, on nie był »mój«” – mówił. Brakowało zachwytu, chęci do grania, a to aktor uznawał za najważniejsze elementy w pracy nad rolą.

Bruno Ganz był aktorem bez metody. Pisali o tym krytycy, mówił o tym sam. Jednak co to znaczyło i jakie było jego aktorstwo? Na pewno: skromne. „Sztuka aktorska Brunona Ganza polegała na zachowaniu równowagi pomiędzy jego zasadniczo profesjonalną skromnością a momentami mocno ukształtowanymi uczuciami, które, gdy się to udało, wryły się jako chwile artystycznej prawdy – w jednym bądź wielu obrazach”6 – pisała współpracowniczka i towarzyszka życia Petera Zadka, Elisabeth Plessen. Ganz nie identyfikował się z postacią, nie współodczuwał z nią. Zamiast tego był obserwatorem, intelektualnie zdystansowanym, który musiał zrozumieć swojego bohatera. „Nie był aktorem jakiejś metody, ale wybornym rzemieślnikiem, obdarzonym emocjonalną inteligencją, która dawała jego postaciom coś bardzo ludzkiego, często kruchego, melancholijnego i zawsze pozostawiała im tajemnicę”7 – napisała krytyczka teatralna „Süddeutsche Zeitung” Christine Dössel, dodając następnie, że Ganz to „myślący logicznie, refleksyjny i melancholijnie komiczny aktor […], którego aktorska skromność, powściągliwość w używaniu środków, była triumfem”8.

Bruno Ganz był bez wątpienia aktorem teatru mówionego. Jego miękki głos, lekki szwajcarski akcent rozpoznawał każdy Niemiec, a słowa, wypowiadane w sposób przemyślany, opracowany, nabierały mocy, nie były monotonne. To dlatego aktor doskonale czuł się w klasycznym repertuarze, nie tylko występując na scenie, lecz również na przykład jako lektor czy narrator.

A skoro już mowa o szwajcarskim akcencie… Bruno Ganz jest z pewnością najbardziej znanym szwajcarskim aktorem, jednym z najbardziej popularnych wśród artystów niemieckojęzycznych. Żył w Niemczech bardzo długo, ale był związany ze swoją ojczyzną, mieszkał w Zurychu. Pracując w niemieckim teatrze w Berlinie Zachodnim, jako młody Szwajcar mógł bez problemów (w przeciwieństwie do innych berlińskich kolegów) oglądać spektakle w teatrze Berliner Ensamble (Berlin Wschodni), a po wybitnej roli Hitlera w filmie Upadek często podkreślał, że szwajcarska narodowość pozwoliła zdystansować mu się do odgrywanej przez siebie postaci historycznej. Przygotowania do filmu obejmowały treningi wymowy, obserwację ludzi chorych na Parkinsona. Znany z oszczędzania środków aktorskich, Ganz wyrzucił z siebie ogrom energii i emocji. Krzyczał, trząsł się, perfekcyjnie naśladował akcent wodza Trzeciej Rzeszy. To, co „ludzkie” w jego roli, stało się zresztą powodem krytyki. Ganzowi zarzucano, że zbyt łagodnie obszedł się z bohaterem, że Hitler w jego wykonaniu jest schorowanym, samotnym człowiekiem, któremu widz współczuje.

Bruno Ganz będzie pamiętany na całym świecie jako aktor filmowy, ale historia teatru niemieckojęzycznego jest dzięki niemu bogatsza o wiele wybitnych ról, które można obecnie „składać” z recenzji teatralnych, zdjęć, nagrań radiowych i materiałów wideo. To nie tylko problem opisu twórczości Ganza, ale jego przypadek dobitnie to uświadamia.

 

1. E. Plessen, „Hör mal zu, da ist ein Schauspieler, der heisst Bruno Ganz…”, „Republik”, 23.02.2019.
2. Tamże.
3. M. Merschmeier, Ein Zeitalter wird Geschichte, „Theaterverlag” nr 3/2019.
4. C.B. Sucher, Theatersauberer. Schauspieler. 40 Porträts, Monachium 1988, s. 79.
5. S. Vahabzadeh, Ich gehöre da nicht hin, „Süddeutsche Zeitung”, 10.06.2017.
6. M. Merschmeier, Ein Zeitalter…, dz. cyt.
7. C. Dössel, Der Beste, „Süddeutsche Zeitung”, 17.02.2019.
8. M. Merschmeier, Ein Zeitalter…, dz. cyt.

 

teatrolożka, pracuje jako niezależna dziennikarka, menadżerka kultury angażująca się w polsko-niemieckie projekty kulturalne. Tłumaczy sztuki teatralne, prowadzi bloga o literaturze niemieckojęzycznej (@buchczyliksiazka).