2/2021
Artur Pałyga

Lekarstwo

 

Nieustanne już podłączenie do sieci, permanentne bycie w kontakcie, na bieżąco, przerzucając tony informacji dziennie, wprawia w drgawki, w nie do opanowania rozkojarzenie. Chorobą wieku staje się dekoncentracja. Wszystko w strzępach, wszystko się rwie, nic się nie układa w żaden trwalszy wzór. Tysiąckrotnie wzmagający onlajnowość wirus odcieleśnia na potęgę. A bez ciała nie ma przyczepności. Skroluję, jestem skrolowany. Istotą układanki jest możliwość jej ułożenia. Inaczej to zwykły rozkład. Nie mamy odporności na rozkład. Jesteśmy sterylni. Ciała są brudne, przenoszą zarazki i śmierdzą. Sieć jest higieniczna.

Kiedy ogląda się filmy z lat sześćdziesiątych, rzuca się w oczy, jaki to niehigieniczny świat. Po pierwsze wszyscy palą papierosy. W domu, w samochodzie, w samolocie, w pociągu, w pracy, w urzędzie podczas przyjmowania petentów i petenci podczas załatwiania spraw, w sądzie, u kosmetyczki, u fryzjera, na zebraniu w szkole. Wszędzie pachnie dymem. Cały ten świat powinien był zejść na raka płuc.

Po drugie – jak oni mają w domach! Poczynając od klatek schodowych po pokoje gościnne i sypialnie. Wszystko popękane, odrapane, przybrudzone. Catherine Deneuve otwiera lodówkę w roku 1965 i pierwsze, co widzę, to pękniętą, przybrudzoną półeczkę na drzwiach, na którą ona nie zwraca uwagi. Nie dlatego, że to biedny dom, ale że to miało wyglądać normalnie. Więc z drzwi schodzi farba, tynk jest popękany, okna się łuszczą. Wygląda za okno, a tam wszystko jakieś byle jakie, zabałaganione. Z dzisiejszej perspektywy – niehigieniczna patologia. Kiedy porównać filmy z lat sześćdziesiątych z osadzonym w latach sześćdziesiątych serialem Gambit królowej, to wspólne są tylko papierosy. Ale ten papierosowy dym unosi się w ślicznym, czystym, sterylnym świecie, jak na widokówkach z empiku.

Po trzecie całkiem porządni i sympatyczni faceci w trakcie domowej konwersacji moczą swoje brudne nogi w miednicy. Patologia totalna. A kobiety, wiadomo, w ogóle nie zwracają uwagi na swoje włosy pod pachami, a nawet bywa, że je eksponują. Ohyda.

Po czwarte dzieci. Normalnie jak osierocone. Włóczą się same po ulicach. Bawią się na podwórkach, pozbawione zupełnie nadzoru dorosłych. Żeby ośmiolatek sam wracał ze szkoły przez miasto do domu, po drodze wstępując do sklepu, wyjmując pieniądze z kieszonki, co przecież różni ludzie widzą, wkładając resztę z powrotem i maszerując dalej zaułkami do odrapanego domu? Normalnie strach. Co to za rodzice!

Nie chodzi mi o to, że wtedy było lepiej, panie dziejku, nie to, co dzisiejsze czasy. W ogóle nie. Myślę sobie tylko, patrząc na te stare filmy, że strasznie szybko zachodzi odcieleśnienie. I nie jest to żaden dydaktyczny zarzut. Po prostu tak się dzieje. Wirus przyspieszył proces, który już zachodził. Cielesność była niebezpieczna i brudna już przed wirusem. Niewątpliwie teatr był bastionem ciała.

Spośród różnych teorii dotyczących wirusa zapadła mi w pamięć opowieść o dwóch formach życia, które od zarania zwalczają się nawzajem. Podział, kopiowanie kontra rozmnażanie przez akt seksualny. Ta pierwsza forma życia jest higieniczna, sterylna, prosta i przejrzysta. A seks, wiadomo, pot, łzy i pocieranie się. Pierwsza nie zostawia śladów, po drugiej trzeba sprzątać. Pierwsza obywa się bez zmysłów, druga jest absolutnie zmysłowa. Jedna i druga wciąż się doskonalą w tej walce, wciąż ewoluują, zaskakując przeciwnika. Jedna i druga chcą się nawzajem wyeliminować. I to jest prawdziwa i najstarsza wojna. I jesteśmy w niej po jednej stronie ze zwierzętami, roślinami, pszczołami etc.

Co z tego wynika? Nie wiem. Ale wywód, rozważanie, przechodzenie od jednej myśli do drugiej – nie przez przeskok, nie przez skrolowanie od czegoś przypadkowego do czegoś przypadkowego przez przypadkowe, ale przez rozważanie, choćby najprostsze i niespecjalnie mądre, w którym jedna myśl wynika z poprzedniej, która wynika z poprzedniej itd. – pomaga mi się skoncentrować, więc wrócić do ciała, do siebie. A to wychodzi mi najlepiej, kiedy piszę. Bo wtedy się zatrzymuje coś, co jest w ciągłym, wariackim ruchu. A jak się zatrzyma, to widać. I tylko takie, które widać, może wywołać następne.

Więc piszę, ponieważ chcę wrócić do siebie. A napisany tekst, który jest w miarę ułożony i udało się w nim zbudować jakikolwiek sens, jest zwycięstwem.

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).