2/2021

Nieoczywistość

Autor i reżyser słuchowiska Nieczystość, Tomasz Man, oprócz moralnej oceny postępowania bohatera, poddaje pod dyskusję kwestię natury sprawcy i w pewnym sensie wciela się w rolę rzecznika zbrodniarza, by ukazać go jako człowieka cierpiącego.

Obrazek ilustrujący tekst Nieoczywistość

rys. Bogna Podbielska

 

Pandemia COVID-19 wprowadziła rewolucyjne zmiany w naszym codziennym funkcjonowaniu i stylu życia. Zamknięto teatry, a wraz z nimi wiosną zamknięto artystów we własnych domach, uniemożliwiając im grę dla publiczności. Można jednak było ten czas spędzić twórczo, na przykład biorąc na warsztat bardzo trudny i budzący silne emocje temat, jakim jest pedofilia. Pod tytułem Nieczystość rzecz napisał, wyreżyserował i nagrał Tomasz Man. To produkcja o tyle wyjątkowa, że powstała w sposób całkowicie chałupniczy. Ponadto powstała dwukrotnie: w niepublikowanej wersji nieoficjalnej z udziałem Andrzeja Chyry i w wersji oficjalnej, opublikowanej w radiu i dostępnej online, w której wziął udział Zdzisław Wardejn.

Man sięga po formułę spowiedzi. Słuchamy monologu człowieka, która lada chwila ma opuścić więzienie. Nie wiemy, dlaczego właśnie teraz postanowił opowiedzieć nam historię swojego życia, przypominającą wywiad pozbawiony pytań, na które bohater chętnie odpowiada. Z czego nam się zwierza? Wspomina niewesołe dzieciństwo, pobyt w sierocińcu, próbę gwałtu ze strony wychowawcy, rodzinę zastępczą i przede wszystkim – swoje kontakty i relacje z dziewczynkami. Od wzajemnego poznawania różnic w budowie anatomicznej z koleżanką z przedszkola, przez coraz bardziej świadome „zabawy” w wieku młodzieńczym (jak zjadanie truskawek z brzucha kilkuletniej dziewczynki, pozostawionej mu pod opieką), przez doświadczenia erotyczne z koleżanką z klasy, dziewczynką z przedszkola, dziewczynką z placu zabaw, córeczką właścicieli mieszkania, w którym wynajmował pokój, po gwałt na dziewczynce pragnącej zostać primabaleriną.

Autor nie koncentruje się jednak na wątku fabularnym. Dużo istotniejsze jest to, jak bezimienny bohater Nieczystości motywuje swoje działania, wyjaśniając swoje postępowanie i zainteresowanie dziewczynkami, które, gdy dorośleją, stają się według niego odrażające. „Jak widzę makijaż, to chce mi się oskalpować twarz kobiety. Czysta, gładka i pachnąca twarz dziewczynki jest sto razy cenniejsza niż cały majątek Coco Channel”. Opisana przez niego próba nawiązania relacji erotycznej z dojrzałą kobietą nie pozostawia złudzeń: „Podszedłem do niej i mnie odrzuciło, bo miała różową szminkę i róż na twarzy… i ja miałbym to zlizywać? Kochać?”. Znaczący jest finał tej nieudanej przygody z dorosłą: „Powiedziałem, że nie ona mi się podoba, ale jej córeczka”.

Odpowiedzią na rozczarowanie dorosłymi kobietami są idealizowane przez niego dziewczynki. Świat dzieci jawi mu się jako azyl i bezpieczna przestrzeń: „Od zawsze chciałem żyć w świecie dzieci.”, „Bawiłem się z młodszymi dziewczynami. Mogłem nad nimi łatwiej zapanować. Miałem nawet z dziewczynami gang przeciwko chłopcom”, „Dzieci łatwo się zdobywa… wierzą we wszystko, co się powie”. Z przywołanych w zwierzeniu relacji wyłania się ponury schemat postępowania. Pedofil dbał o to, by przebywać w otoczeniu dzieci, lubił się z nimi bawić. Nie miał skrupułów, by wykorzystywać dziecięcą naiwność: „Co im mówiłem? To, co zawsze: »Jesteś piękna«. »Będę zawsze cię kochał«. »Całuję twoje złote włosy«. »Jak powiesz mamie, co robiliśmy, to twoja mama umrze«”. Wykorzystywał chwilę nieuwagi opiekunów, by zostać sam na sam z ofiarami. Nawiązywał z nimi dobry kontakt i pod pretekstem zabawy rozbierał je, mył, przebierał w sukienki, a nagim robił zdjęcia. Bawił się nimi jak lalkami. Nie ograniczał się do patrzenia – dotykał, całował, stopniowo przekraczając kolejne granice. Tak jest, gdy jedną z ofiar pozbawia przytomności, tak będzie, gdy zgwałci swoją podopieczną, a później będzie manipulował nią oraz jej matką mamioną wizją kariery córki.

Słuchowisko subtelnie udźwiękowił Marek Otwinowski, serwując delikatną, ale pełną niepokoju muzykę przede wszystkim z syntezatora, z towarzyszeniem perkusji, gitary elektrycznej i gitary basowej w obu wersjach nagrania. Dodatkowe dźwięki nagrywał również Tomasz Man. Wszyscy pracowali w warunkach domowych. Głos Chyry nagrywany był w łazience, czasem przez telefon, by uzyskać efekt szumu taśmy magnetofonowej niektórych kwestii. Wersja ze Zdzisławem Wardejnem zrealizowana została w warunkach studyjnych, a opublikowaną w Internecie realizację uzupełniono animacją przygotowaną przez Anettę Piekarską-Man i Zuzannę Piekarską.

Obie wersje słuchowiska wyraźnie różnią się od siebie. W pierwszej, w której z tekstem Tomasza Mana mierzy się Andrzej Chyra, wprowadzono figurę „Złego ducha”, odpowiednika diabła. „Zły duch siedzi mi na ramieniu. Tak to się u mnie zaczyna, jak się podniecam. Czuję go fizycznie. Staje przede mną w różnych postaciach… szepcze do ucha. Właśnie wtedy nie panuję nad sobą…”, „Zły duch karmi mnie… słodkimi dziewczynami…”, „Zły duch znowu zaprosił mnie na bal…” – ta metaforyczna postać, konsekwentnie wspominana przez bohatera, determinuje jego postępowanie. To usprawiedliwienie jego skłonności, dzięki czemu pedofil nie czuje się winny krzywd, jakich się dopuścił. Wyraźnie podkreślono jego stanowisko: „Nigdy nie przyznam się do winy, bo to, co zrobiłem, było piękne i czyste”. Oprawcą jest mężczyzna w sile wieku, zdający sobie sprawę z konsekwencji swoich działań: „Nigdy nie odpieram stawianych mi zarzutów, ponieważ nie mógłbym tego zrobić w świetle prawa, które stworzyliście”. Chyra oszczędnie dawkuje emocje, kluczowe kwestie podkreśla wymowną pauzą lub nieznaczną modulacją głosu. Szydzi z popularności, jaką jego bohater zyskał po wyroku. Wyczuwa się w tej relacji dużo dwuznaczności. Nie wiadomo, czy swoje czyny wspomina zdeprawowany do szpiku kości cynik, czy idealista, który w swoim odczuciu nie potrafi wpisać się w oczekiwania społeczne i kochać dorosłych. Podobnie jest, gdy mówi: „Może poproszę o kastrację” – trudno dociec, czy to próba ekspiacji, czy jawne szyderstwo. Również ostatnia kwestia: „Ludzie interesują się perwersją…”, wypowiedziana jest przez bohatera Chyry w sposób szczególny, z nutą triumfu i satysfakcji, jakby to w pewnej mierze usprawiedliwiało jego postępowanie i stanowiło niedopowiedziane oskarżenie wobec społeczeństwa.

Zdzisław Wardejn interpretuje bohatera inaczej. Większość kwestii wypowiada na jednej emocji, z pewnym rozrzewnieniem wspominając minione czasy. Rozpoczyna od wtrętu: „Mam 72 lata. Przygotowałem swój życiorys, którego treść chciałbym podać do wiadomości publicznej”. To forma podsumowania zamkniętego rozdziału życia i rozliczenia się z niego. Relacji często towarzyszy krępująca cisza i głośno nabierane lub wydychane powietrze. Ze zwierzenia wyłania się obraz człowieka świadomego grzechów (sam używa takiego sformułowania, jedyny raz odwołując się do nomenklatury chrześcijańskiej, bo trudno za takowe uznać wspomnienie ciskania śnieżkami w Jezusa na przydrożnym krzyżu w dzieciństwie), jakich się dopuścił. Momentami jest wyraźnie zawstydzony swoim postępowaniem. Bohater Wardejna z dużym wysiłkiem przyznaje się do zarzuconych mu czynów, choć usiłuje podać w wątpliwość swoją winę. „Czy ktoś może udowodnić fakt, że molestowanie, do którego się dopuściłem, nie przerodziłoby się w miłość? To, co zrobiłem, było piękne i czyste” – mówi bohater Wardejna. W jego oczach to działanie miało szansę być wzniosłe, ale inni ludzie, widząc go w dwuznacznych sytuacjach i interpretując je według własnych wyobrażeń, uniemożliwili rozwinięcie się uczuć. Na koniec retorycznie zastanawia się, dlaczego stał się bohaterem rubryk obyczajowych i reportaży w mediach: „Czy ludzi podnieca… perwersja?”.

Istotną różnicą w obu odczytaniach tekstu Tomasza Mana jest stosunek do winy i kary za pedofilię.

Bohater Andrzeja Chyry kategorycznie zaprzecza swojej winie, chociaż przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Pobrzmiewa w tym zuchwalstwo i niezachwiana, pomimo wieloletniego wyroku, pewność co do słuszności swojego postępowania. Bohater Zdzisława Wardejna nie ma śmiałości, by tak radykalnie bronić swoich racji, jest bardziej zachowawczy. Raczej rozlicza się z tego, co miało miejsce, niż się tym na swój sposób szczyci, jak bohater Chyry. Co ważne, bohater Wardejna za chwilę wyjdzie na wolność, bohater Chyry takiej pewności jeszcze nie ma, informuje jedynie, że: „Jutro po odbyciu dwudziestu lat więzienia może zostanę wypuszczony na wolność”.

Wydaje się, że Tomasz Man rozmyślnie przenosi niektóre akcenty, jednak wydźwięk sztuki Nieczystość pozostaje taki sam. Autor i reżyser w obu wersjach słuchowiska przeprowadza wnikliwe studium przypadku. Nie podejmuje jednak prób usprawiedliwiania pedofilii (choć sam bohater swoją narrację prowadzi właśnie w tym celu), ale próbę wejrzenia w życie i wysłuchania głęboko nieszczęśliwego, odrzuconego i pełnego sprzeczności autsajdera. Dlatego Man oddaje mu nie tylko głos, ale też inicjatywę – pedofil opowiada dokładnie to, co zamierza, nawet jeśli ktoś moderuje tę rozmowę (co sugeruje charakter wypowiedzi), to i tak słyszymy tylko wersję pedofila. Nie konfrontujemy jej z drugą stroną. To pedofil nakreśla ramy swojego świata i formułuje własne wątpliwości. Granica między fascynacją erotyczną i pożądaniem a miłością i bliskością jest przecież bardzo cienka, niekiedy trudna do ustalenia. To, co w relacji bohatera jest prawdą, pozostaje sferą domysłów.

Autor i reżyser, oprócz moralnej oceny postępowania bohatera, podnosi kwestię natury sprawcy i w pewnym sensie wciela się w rolę rzecznika zbrodniarza, by ukazać go jako człowieka cierpiącego, rozdartego wewnętrznie, przeraźliwie samotnego, wyrzuconego poza nawias społeczeństwa właściwie zaraz po urodzeniu. W tym ujęciu Nieczystość równie dobrze mogłaby opowiadać o seryjnym mordercy lub gwałcicielu. Ta argumentacja jest wątpliwa, bo trudne dzieciństwo i dysfunkcja społeczna nie usprawiedliwiają seksualnego molestowania dzieci. Nie wiemy jednak, czy o swoim życiu opowiada sprytny, bezwzględny manipulator, usiłujący wybielić się w oczach słuchaczy, czy może człowiek z turbulentną historią, którą właśnie teraz postanowił się podzielić. Dominuje tu poczucie niezrozumienia i żalu za utraconą szansą na miłość, nawet jeśli to zakazana miłość do małych dziewczynek. Jest też przestroga: „Chcę powiedzieć, że Zły duch pożera duszę człowieka i jeżeli się go nie odkryje w porę, to można mu ulec na zawsze” – mówi nam bohater Chyry i Wardejna. Przynajmniej to, że mu uległ, nie pozostawia żadnych wątpliwości.

recenzent teatralny, absolwent polonistyki i slawistyki UG.