A ja śmieję się na całe gardło

A ja śmieję się na całe gardło
Very Ibsen, reż. Dominika Knapik / fot. Piotr Nykowski / Teatr Współczesny w Szczecinie
Śmiech pozwala na demaskacje konkretnych przekroczeń, szczególnie w obszarze seksualnych obsesji, relacji kazirodczych i pedofilskich, praktykowanych przez część Ibsenowskich bohaterów.

Ponownie w orbicie zainteresowań dramaturżki Patrycji Kowańskiej i reżyserki Dominiki Knapik  (znanych też jako duet Gruba i Głupia) znalazła się ważna osobowość sceniczna. Wcześniej w Tikach i innych zabawach we Wrocławskim Teatrze Pantomimy(2021) zaprosiły na terapię grupową nostalgiczne postaci z dramatów Czechowa. Rok później w spektaklu Valeska, Valeska, Valeska, Valeska,zrealizowanym z kolektywem Sticky Fingers Club,zaglądały do archiwów w poszukiwaniu informacji o niesłusznie zapomnianej ikonie tańca – Valesce Gert. Teraz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie ich uwagę przykuł klasyczny norweski dramatopisarz Henryk Ibsen.

Zaczyna się od opowieści o śmierci i pogrzebie autora. Scenografia to szkicowy zarys wnętrza pustego pokoju. Na ścianie w tle, pomiędzy dwoma ekranami, wisi atrapa poroża. Sześć razy skrzypią drzwi i szóstka postaci wchodzi do środka. Znamy ich z dramatów Norwega: Hedda(Joanna Matuszak), Helmer(Michał Lewandowski), Jadwinia(Julia Gadzina), Brokman(Arkadiusz Buszko), Pani Alving (Iwona Kowalska), Oswald (Kacper Kujawa). Wszyscy mają charakterystyczne włosy koloru marchewkowego, przystrzyżone zgodnie z charakterem postaci. Jadwinia (z Dzikiej kaczki) z dwoma warkoczami przypomina Pippi Långstrump. Cała szóstka zamiera w zatrzymanych gestach, zwrócona centralnie do widowni. Napięcie jest zrozumiałe. Dzieci Ibsena czekają na odczytanie testamentu nieżyjącego autora. Głos z offu wyjaśnia, że siódmy aktor, który miał to zrobić, nie zmieścił się na scenie. To puszczenie oka do widza teatru postdramatycznego, ale także odwołanie do niesceniczności dziewiętnastowiecznych dramatów, których autorzy niekoniecznie troszczyli się o sceniczne realia.

Ibsen zadrwił z oczekiwań i zamiast pokaźnych sum, nieruchomości i praw własności przekazał swoim bohaterom nienapisaną sztukę – tę, którą właśnie grają. Z offu padają złowrogie słowa skierowane do spadkobierców, powtórzone także w programie dla widzów: „Daruję wam wieczny brak, lęk i czarną dziurę w klatkach piersiowych, to wam musi wystarczyć”. Czy to klątwa rzucona na kolejne pokolenia aktorów odgrywających postaci Ibsena, a może reżyserek sięgających po ich losy? Pisarz zafundował swoim bohaterom osobowości pełne traum i obciążone skomplikowaną przeszłością.

Pierwsza scena ma w sobie coś z dramatu Luigiego Pirandella. Sześć postaci skarży się i żąda, aby reżyser „przepisał” ich los. Zyskują dostęp do swoich historii dzięki tak zwanym ustawieniom Berta Hellingera – zwanymi w przedstawieniu, zgodnie z obecną modą na krytykę tej metody terapeutycznej, „ustawieniami srellingerowskimi”. Dzięki nim trafiamy do spirali opowieści i zwierzeń. Jest to jednak teatr daleki od emocjonalnych przeżyć i wzruszeń. Nikt nikomu nie współczuje. Gra aktorska opiera się na dystansie, mechanizacji ruchów i wyobcowaniu. W niektórych kwestiach postaciom podkłada się nagrany wcześniej głos o innej barwie, co podkreśla dystans dzielący aktorów od roli.

Wiarygodność postaci zostaje poddana celowej próbie, aktorzy poza graniem Ibsenowskich ról (czasami więcej niż jednej), wypowiadają się również jako pracownicy teatru w Szczecinie i dzielą przemyśleniami o kreowanych bohaterach. Kowańska i Knapik bawią się sprytnie kontekstami Ibsenowskich tekstów, przenikaniem biografii postaci dramatycznych, ich współczesnych interpretacji i elementów norweskiej kultury. Jest w tym sporo dystansu do siebie i do materiału. Przykładem scena, w której bohaterowie Upiorów zakładają wampirze kły. Humor bywa różny: od absurdalnego, przez intelektualnie wyśrubowany, po rubaszny, jak z Rabelaisʼego.  

Śmiech pozwala na demaskacje konkretnych przekroczeń, szczególnie w obszarze seksualnych obsesji, relacji kazirodczych i pedofilskich, praktykowanych przez część Ibsenowskich bohaterów. Reżyserka i dramaturżka wychwytują te przekroczenia i punktują, czyniąc z tego cechę charakterystyczną dla twórczości dramatopisarza – ibsceniczność (na zasadzie gry ze słowem obsceniczność).

Very Ibsen, reż. Dominika Knapik / fot. Piotr Nykowski / Teatr Współczesny w Szczecinie

Jeśli ktoś, znając doświadczenie Knapik, oczekiwał choreograficznego show, będzie zaskoczony. Sceny z układami tanecznymi pojawiają się rzadko. W pamięci może utkwić instrukcja nordic walking. Delikatne przykucnięcia ciał odbywają się z niebywałą gracją i zgodnie z akcentami muzycznymi. Zespół z królewską dystynkcją porusza kijkami, wpisując się w poetykę absurdu. Taneczny marsz ostatecznie przeradza się w przezabawną kompozycję ruchową do rytmu walca z Tańca Anitry, z suity Peer Gynt Edvarda Griega, napisanej na życzenie Ibsena (i przetworzonej na potrzeby spektaklu przez Szymona Lechowicza).

Jak informują twórczynie w programie, ich celem było skonstruowanie świata będącego ogniwem łańcuszka kolektywnej pamięci. Stąd nie tylko Ibsen, ale i Lew Tołstoj, Edvard Munch czy Nikolai Astrup. Pisarze, muzycy i malarze powracają jak upiory z przeszłości, dyktujące teraźniejszość i determinujące przyszłość. Na szczęście cała ta postmodernistyczna intertekstualność jest sukcesywnie przebijana śmiechem. Im więcej konceptów widzowie odszyfrują, tym lepszą będą mieli zabawę. 

Teatr Współczesny w Szczecinie, Very Ibsen, tekst, dramaturgia, wideo Patrycja Kowańska, reżyseria, choreografia, koncept scenografii Dominika Knapik, muzyka Szymon Lechowicz, kostiumy Klaudia Hegab, reżyseria światła Wolfgang Macher, premiera 4 października 2025.

Anna Królica

Adiunkta w Instytucie Teatru i Sztuki Mediów na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Krytyczka, kuratorka i badaczka tańca. Absolwentka teatrologii oraz filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest prezeską Fundacji Performa, kuratorką festiwali i wydarzeń tanecznych. Autorka haseł w Słowniku tańca współczesnego oraz książek Sztuka do odkrycia. Szkice o polskim tańcu (2011) i Pokolenie Solo. Choreografowie w rozmowach z Anną Królicą (2013), kuratorka albumu Nienasycenie spojrzenia. Fotografia tańca (2017). Należy do ZASP.