Blog

25 marca 2021

Obiecująca młoda kobieta

 

Cassie była, jak głosi tytuł filmu, obiecującą młodą kobietą, wszak studia medyczne nie spadają z nieba. Ale Cassie rzuca uczelnię. Po to, jak się okazuje w toku akcji, by wesprzeć przyjaciółkę, która padła ofiarą gwałtu – dokonanego przez kolegę z roku, a obserwowanego i nagrywanego przez szersze męskie grono. Nina nie radzi sobie z traumą. Umiera. W jaki sposób – możemy się oczywiście domyślić.

Z początku wydaje się, że scenariusz Obiecującej. Młodej. Kobiety zakrawa o banał. Mamy anioła zemsty w osobie Cassie, która zastawia zasadzki na mężczyzn polujących na nietrzeźwe kobiety w klubach. W międzyczasie anioł zemsty skrupulatnie wymierza karę każdej osobie, która przyczyniła się do dramatu Niny. Ale i anioł zemsty musi ustąpić przed mocą szelmowatego Amora; Cassie odnawia znajomość z kolegą ze studiów, uroczo niezdarnym mężczyzną, z którym może trącać się nosami, zajadać pizzę w wyleżanej pościeli i tańczyć do przebrzmiałego hitu Paris Hilton pomiędzy półkami w drogerii. Z tym że scenariusz Emerald Fennell jest zbyt inteligentny, by podążyć wytyczonymi naprzód ścieżkami wiodącymi do happy endu.

Struktura filmu przypomina realizacje spod znaku rape and revenge, choćby Pluję na twój grób czy Ostatni dom po lewej. Obiecująca. Młoda. Kobieta dekonstruuje jednak dynamikę wspomnianego podgatunku filmu eksploatacji, w którym drastyczne przedstawienie gwałtu (cel takiego zabiegu jest materiałem na dłuższą analizę) zostaje skontrastowane z metodyczną i makabryczną wizją kobiecej zemsty, aktem przejęcia totalnej kontroli. Owszem, do pewnego momentu możemy wierzyć w sprawczość Cassie, w to, że bohaterka w pełni panuje nad przyjętą strategią. Ostatecznie żaden spośród facetów nabranych na pozę pijanej dziewczyny nie reaguje agresją, nie robi jej krzywdy. Tak zwani mili goście pokornie kulą ogony. Poczucie kontroli jest jednak pozorne, co w dosadny sposób zostało ukazane w finale. Misja anioła zemsty okazuje się fantazmatem, Goliat pokonuje Dawida.

Szwarccharakterem filmu jest przecież nienaruszalny (?) patriarchat. Nie konkretny człowiek, nie grupa ludzi, nawet nie mężczyźni jako ogół. System. Ubiegam tutaj potencjalne repliki spod znaku #notallmen. Jasne, że nie wszyscy mężczyźni, jak ci sportretowani w filmie, lubują się w powiedzonkach typu, cytuję z pamięci: „Chciałbym mieć seks z laską z Cirque du Soleil, której można spuścić się na dupę i twarz jednocześnie”. Obraz Fennell może i kreuje stereotypowy obraz mężczyzn, ale reżyserka nie rości sobie prawa do psychologicznego, indywidualizującego ujęcia (trochę zaniżam standardy krytyki, stwierdzając oczywistość, ale chyba muszę, skoro Internet zalała fala podobnych zarzutów). Zresztą, w filmie Fennell dostaje się wszystkim – i mężczyznom, w tym gapowatemu panu od Paris Hilton, i kobietom (weźmy dziekankę wydziału, która po wypłynięciu sprawy gwałtu na Ninie nie wszczęła odpowiednich procedur mających na celu wyjaśnienie sprawy). Każdemu z tych działań, nawet przezroczystej mikroagesji, można przypisać ukryty, mający swoje źródło w patriarchacie powód. Co nie zmienia faktu, że mleko się rozlało. No dobra, nie mleko – afera zebrała żniwo w postaci co najmniej dwóch ludzkich żyć.

Gwoli ścisłości, zachowania protagonistki są dalekie od ideału. Cassie z jubilerską precyzją realizuje swój plan, odhacza z listy kolejnych winowajców i winowajczynie. „Każdemu według uczynków jego”? Niekoniecznie. Kobieta pragnie nastraszyć biernych świadków gwałtu na przyjaciółce i osoby, które nie udzieliły jej wsparcia po fakcie. Jedną z osób, której chce dać nauczkę, jest jej dawna koleżanka ze studiów, Madison. Cassie, znając ciągoty znajomej, upija ją, a następnie oddaje pod opiekę wynajętego przypadkowego mężczyzny, który „ma ją odprowadzić do pokoju hotelowego i jej popilnować”. Madison tygodniami prześladują obawy, czy przypadkiem nie padła ofiarą nieznajomego. Cassie zapewnia ją, że nic się nie wydarzyło. Czy tak faktycznie było – nie wiadomo. Być może anioł zemsty nieświadomie stał się oprawcą.

Z niewiadomych powodów polski dystrybutor zdecydował, by film Promising Young Woman wprowadzić do kin pod tytułem Obiecująca. Młoda. Kobieta. Oddzielenie poszczególnych członów kropkami wbrew pozorom niesie ze sobą pewien naddatek znaczeniowy. „Obiecujący młody mężczyzna” – to werbalna egida, którą próbuje się osłonić uczestników feralnej imprezy, na której została zgwałcona Nina; wszak nie warto rujnować życia młodzieńcom, przed którymi świat stoi otworem. Słowa „Obiecująca. Młoda. Kobieta” brzmią zaś jak fragment telegramu – albo gazetowego anonsu reklamującego solidny towar lub usługę. Nadinterpretacja? Na takie ryzyko mogę sobie pozwolić.