Blog

19 października 2021

Teatr polityczny

 

Wrocławski „Dialog”, zgodnie z ogólnokrajową, ale też przecież globalną tendencją, nie ma szansy na przetrwanie – takie wieści słyszeliśmy przed sobotą 16 października. Globalną tendencją jest monolog. We Wrocławiu nic nie wiadomo o nowym festiwalu nawet o takiej nazwie. Widać było za to grobowe miny środowiska teatralnego.

Nie bez znaczenia jest fakt, że Wrocław to siedziba Brave Festival – Przeciw Wypędzeniom z Kultury. Z takim prologiem z większym spokojem mogę przejść do teatralnej historii Wrocławia. Zapewniam, również Wrocławian, że nie składa się na nią wyłącznie teatr Jerzego Grotowskiego, choć właśnie do Wrocławia przeniósł się z Opola i miał na sali więcej niż trzynaście rzędów, w których zasiadała międzynarodowa widownia, oglądająca m.in. Apocalypsis cum figuris.

Teatralny ferment wzbudzał Międzynarodowy Festiwal Teatru Otwartego. Mocny był Teatr Kalambur. To nie żart!

Wyjątkowym światowym zjawiskiem stał się Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego. We Wrocławiu odbywał się Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych, który dziś bardziej kojarzony jest z gdyńskim R@Portem, co też świadczy o erozji wrocławskiego teatru.

O jego chwale przypomina zaś obchodzona w mieście setna rocznica urodzin Tadeusza Różewicza, który pod koniec lat sześćdziesiątych nie bez powodu wybrał Wrocław: zdecydował się mieszkać w stolicy Dolnego Śląska, ponieważ jego środowisko teatralne było dla poety inspirujące.

Piękna historia, ale teraz muszę nawiązać do paradoksu wyrażonego w nazwie Brave Festival – Przeciw Wypędzeniom z Kultury. Oczywiście, wszyscy wiemy, że wrocławski Teatr Polski podlega marszałkowi Dolnego Śląska i resortowi kultury, jednak za dyrekcji Cezarego Morawskiego, zakończonej niesławnym raportem NIK-u, z Wrocławia wyjechało wielu znakomitych wrocławskich aktorów. Nikt ich we Wrocławiu nie był w stanie zatrzymać? Nie chciał? Polski był za kłopotliwy dla wszystkich?

Oczywiście miasto pomaga finansować Teatr Polski w Podziemiu działający w Piekarni. Po co jednak mieć teatr w podziemiu, kiedy można dać mu szansę na powierzchni?

Tymczasem, gdy we Wrocławiu kwitną festiwale filmowe i literackie – nie da się przecenić obecności Olgi Tokarczuk! – miał być wygaszony Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Dialog”, który przez dwie dekady pokazywał nie tylko wrocławskiej widowni, co najważniejszego dzieje się w teatrze na świecie, konfrontując to z wydarzeniami polskich scen.

Wszyscy mówili, że tegoroczna edycja „Dialogu” miała być ostatnia. Pytano: czy to oznacza pożegnanie „tylko” z pomysłodawczynią i dyrektorką Krystyną Meissner, która zastrzegła sobie prawo do nazwy – czy coś bardziej „systemowego”?

Myślano: byłoby dobrze, gdyby w czasie, gdy we Wrocławiu odbywa się spektakularny Bruno Schulz. Festiwal, przyznawane są nagrody „Angelus” i „Silesius”, władze miasta zabrały głos i poinformowały, że ze środowiskiem teatralnym chcą pozostać w dialogu.

Tak też się stało. W przeddzień finału „Dialogu” doszło do spotkania dyrektor Krystyny Meissner z władzami miasta. Lepiej późno niż wcale. Ale czy życie teatralne musi przypominać negocjacje o wysokość budżetu w Unii Europejskiej? Po co był ten polityczny teatr?