Blog

17 listopada 2021

Wszystko jedno, co powiemy!

 

Coraz więcej jest dowodów na to, że artyści to politycy. Tyle że w świecie sztuki. Odpowiednikiem kampanii wyborczej przed premierą stają się zapowiedzi. Takie, których reżyserzy nie spełniają. Dobry wynik w notowaniach przedpremierowych uzyskują. Tylko co potem? To znaczy po premierze.

Na Kafkowski Zamek w reżyserii Pawła Miśkiewicza w Teatrze Narodowym szedłem niesiony falą entuzjazmu, który wciąż jest we mnie żywy po wcześniejszej premierze Burzy. Moje zaś i innych widzów oczekiwania kształtował również wywiad z reżyserem opublikowany na stronie internetowej Narodowego. (O wywiadzie będzie jeszcze w finale).

Przeczytałem w wywiadzie, że K. – główny bohater Zamku – „przynosi swoje ziarno prawdy, by »zapalić« mieszkańców przygniecionej cieniem zamku mieściny do jakiegoś autonomicznego wolnościowego zrywu, choć sam nie ma w kieszeni żadnej polisy ubezpieczeniowej, która gwarantowałaby powodzenie tego projektu”.

Proszę wybaczyć, ale jak się czyta taką wypowiedź reżysera, a potem jeszcze zdania: „[…] władza, chcąc utrzymać władzę, kompromituje się w swoim piętrzącym się idiotyzmie. I to jest coś, niestety, bardzo współczesnego”, to można mieć konkretne oczekiwania. Można spodziewać się mianowicie przed Narodowym z jednej strony protestów organizowanych przez zwolenników obecnej władzy, co najmniej z udziałem ojca Rydzyka, z drugiej zaś – manifestacji opozycji, która popiera buntownicze przedstawienie. Obecność Donalda Tuska – co najmniej obecność Donalda Tuska! – murowana!

Szanowni Państwo, Drodzy Czytelnicy – nic z tych rzeczy. Moim zdaniem spektakl jest o tym, że ludzie sami gmatwają sobie życie. To zresztą prawda! Ale żeby władza miała coś do tego? Osobiście tego w spektaklu nie zauważyłem. Raczej rodzaj gombrowiczowskiego koszmaru. Dlatego można wręcz uznać, że Zamek Miśkiewicza jest spektaklem prorządowym. Albo nawet wspierającym każdy rodzaj władzy, której działalność paraliżują obywatele. Obecność Jarosława Kaczyńskiego w Narodowym murowana!

Nie minął tydzień nawet, gdy wybrałem się na premierę Damy Kameliowej 1948 w adaptacji Huberta Sulimy i reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego.

Nie będę ukrywać, że oglądanie zespołu lubelskiego Teatru im. Juliusza Osterwy, gdy reżyseruje go Jędrzej Piaskowski – to jest zawsze dla mnie uczta. Tak zwane koncertowe granie oglądałem w Trzech siostrach. Zwłaszcza w Trzech siostrach! Ale też w Nad Niemnem, spektaklu, który wydał mi się wszakże przesadzoną apoteozą „warstw ludowych”, a przesadę tę widać teraz zwłaszcza na tle Wesela 2 i Wszystkich naszych strachów. No ale dziś wszyscy jesteśmy chłopami pańszczyźnianymi (może z wyjątkiem Radziwiłłów), wszyscy rozczytują się w książkach o pańszczyźnie i trudno ją pochwalać. W sumie łatwiej „puknąć” w postszlachecki salon. No to puk!

Dama Kameliowa 1948 też jest znakomicie grana. To bardzo dobry spektakl. O niebo lepszy od przekombinowanego Zamku. Z zapowiedzią Damy Kameliowej 1948 miałem jednak problem podobny, co z zapowiedzią spektaklu Pawła Miśkiewicza, a pisał tę zapowiedź nie kto inny niż Hubert Sulima. Autor świetnej skądinąd adaptacji, więc chyba wiedział, co pisze. A napisał tak: „Piaskowskiego i Sulimę szczególnie zainteresowało jedno z pierwszych powojennych wystawień tego tekstu: przygotowana zaledwie kilka lat po śmierci Józefa Stalina inscenizacja Adama Hanuszkiewicza z Teatru Telewizji z 1958 roku. W roli Małgorzaty Gautier wystąpiła wówczas Nina Andrycz – wybitna aktorka i jednocześnie żona ówczesnego premiera PRL Józefa Cyrankiewicza, a w roli Armanda Duvala sam Hanuszkiewicz, wtedy główny reżyser Telewizji Polskiej”.

Nie wiem, co na to widzowie lubelskiego spektaklu. Osobiście spodziewałem się, że może zobaczę rodzaj „teatru w teatrze”, co u mnie, człowieka już niemłodego, który pamięta zarówno Andrycz, jak i Hanuszkiewicza, pobudziło wyobraźnię. Jak się jednak okazało – w niesłuszną stronę.

Szczerze mówiąc, nie wiem, co ma do spektaklu i Małgorzaty Gautier życie Andrycz, która w każdej dekadzie swojego życia jako „kobieta luksusowa” radziła sobie świetnie. A Adam Hanuszkiewicz? Też miał super życie!

Pozostaje jeszcze kwestia licznych anachronizmów. Andrycz i Hanuszkiewicz grali w duecie w 1958 roku, a w tytule jest 1948. Z kolei w pokazywanych w spektaklu fragmentach kroniki filmowej widać Pałac Kultury i Nauki, który budowano w latach 1952–1955. Też osobiście tego nie pamiętam, ale zawsze można sprawdzić. Jak nie autor adaptacji, to kierownik literacki. Jak nie kierownik literacki – to dyrektor. Jak nie dyrektor – to Jacek Cieślak. No więc, używając formuły pisania Sulimy o Sulimie, piszę, że Cieślak sprawdził.

A na koniec Cieślak musi napisać, że z Pawłem Miśkiewiczem rozmawiała „Monika Mokrzycka-Pokora (materiał własny Teatru [Narodowego]; w przypadku publikacji fragmentów prosimy o podanie źródła)”.

Teatr grzecznie prosi – to ja grzecznie podaję!