Koniec balu

Koniec balu
The End, chor. Magda Jędra, Kasia Kania / fot. Pat Mic / Teatr Komuna Warszawa
„Żyli długo i szczęśliwie”. Wszystko nieprawda, a przynajmniej nie zawsze. Okłamano nas. Ale kto to zrobił?

Ludzie wierzą w różne rzeczy – niektórzy uważają, że świat jest piękny, że ludzkość się rozwija. I że wszystko będzie dobrze. Trzeba się czegoś trzymać, nadzieja pomaga przetrwać. Szczęście wydaje się osiągalne. W ten sposób skala naszych oczekiwań staje się także skalą przyszłych rozczarowań. Nie zawsze się uda. Nic nie trwa wiecznie. Karoca nieuchronnie zamieni się w dynię. Po każdym balu trzeba posprzątać.

Właśnie o bolesnym rozczarowaniu traktuje choreograficzny spektakl The End Magdy Jędry i Kasi Kani, współtworzony z zespołem Nagrobki. Autorki opowiadają o tym, że zakończenie nie będzie szczęśliwe. Scenę wypełniają dmuchane zabawki: orka, łabędź, różowe skrzydła. Leżą smutnie na czarnej scenie, jak pozostawione na plaży lub na opuszczonym placu zabaw. Performerki i performerzy ubrani są w również dmuchane kamizelki i kurtki, wykonane z lateksu i chyba gumy. Powoli będą spuszczać powietrze ze swoich ubrań i zabawek. To mocny obraz – symbole dziecięcej beztroski i zabawy flaczeją, stają się bezużyteczne, smutne i obrzydliwe, jak kożuchy na mleku. Można by je pewnie znowu nadmuchać, ale kto ma jeszcze na to siłę? I po co to robić? I tak wszyscy umrzemy.

Autorki świadomie korzystają z dziecięcych motywów. Jak wynika z opisu spektaklu, inspiracją były dla nich między innymi finały bajek Disneya. Książę z królewną odjeżdżają w kierunku zachodzącego słońca. Członkowie rodziny godzą się i kończą konflikt. Miłość trwa wiecznie. „Żyli długo i szczęśliwie”. Wszystko nieprawda, a przynajmniej nie zawsze. To, czym karmiono nas w dzieciństwie, okazało się obietnicą bez pokrycia, stąd poza głęboką egzystencjalną rozpaczą także dojmujące poczucie zdrady i osamotnienia, wyrażane przez wykonawców w smutnych i gniewnych songach. Okłamano nas. Ale kto to zrobił?

Może najbliżsi. Wtedy, gdy mówili, że wszystko będzie dobrze i że nie ma się czego bać. Powtarzali to jednak w dobrej wierze, możliwe, że sami zostali oszukani. A jeśli to naprawdę wina pracowników Disneya, którzy przepisali rozliczne bajki i baśnie? Wersje oryginalne bardzo często żadnego pocieszenia nie przynoszą, przeciwnie, raczej wzbudzają grozę i przerażenie. Czytaliście w dorosłym wieku na przykład Małą syrenkę? Straszne. Amerykańska korporacja zmieniła tę przygnębiającą historię w opowieść o pięknej, szczęśliwej i spełnionej miłości, w której poświęcenie zostaje nagrodzone. A nas kto nagrodzi? I niby czym? Jakimi ochłapami będziemy musieli się zadowolić? Wydymali nas. I właściwie nie wiadomo, co teraz robić, jak żyć?

The End porusza, mimo prostej formy, doniosły temat kryzysu egzystencjalnego, który jest powszechnym ludzkim doświadczeniem obejmującym śmierć złudzeń, upadek fikcji i wyobrażeń, w które się wierzyło. Gdy w jednym z songów pada fraza o śmierci fikcji, zapalone zostaje robocze światło, zarówno na scenie, jak i na widowni. Następuje koniec spektaklu w rozumieniu „omamienia”, oczarowania teatralną machinerią – w świetle szkolnych jarzeniówek nikt już nie będzie nikogo uwodził pięknem teatralnych gestów, nikt nie będzie nikim manipulował za pomocą scenicznych efektów. Kryzys – i tyle, puenty nie ma i nie będzie (to także fraza, która pada w jednej z piosenek). Rozczarowanie rzeczywistością w tym spektaklu jest trochę dziecięce, momentami przypomina strategię obrażania się na świat. Przywodzi na myśl chwile, gdy człowiek bezwiednie wzdycha, że nic nie ma sensu, a największym marzeniem jest schowanie się pod kocem i udawanie, że świat nie istnieje. Odizolowanie się od obowiązków, innych ludzi, dedlajnów (na przykład na ten tekst), od sprzątnięcia wreszcie tych kubków z niedopitą kawą i herbatą, które tkwią porozrzucane po mieszkaniu niczym wyrzuty sumienia. Nie będę sprzątał. Nie obchodzi mnie to, nic nie ma sensu, mam to gdzieś, ja się na świat nie prosiłem, dosyć już tej dorosłości. Każdy to kiedyś przeżył. Chciałoby się czasem nie być.

A jednak żyć trzeba. I trzeba na nowo wymyślić po co, ułożyć mniejsze lub większe sensy, już możliwie bez złudzeń. Opłakać dawne fantazje i spróbować się pozbierać. Może ten kryzys jest szansą na nowy początek, na wiedzę radosną. W długiej sekwencji choreograficznej Jędra i Kania podnoszą się i upadają, najpierw jedna, potem druga. Gdy jedna upada, druga próbuje ją podnieść, podtrzymać, ale potem sama bezwładnie spada na podłogę – i tak w kółko. Z jednej strony można widzieć w tym obraz bezsensu egzystencji. Z drugiej zaś alegorię życiowej determinacji: mimo nieuchronności upadku wciąż będę powstawać. Można także zobaczyć w tym wyraz wiary w ocalającą moc przyjaźni.

The End, chor. Magda Jędra, Kasia Kania / fot. Pat Mic / Teatr Komuna Warszawa

Chociaż temat jest poważny The End nie jest spektaklem smutnym, raczej wywrotowym (na przekór optymizmowi kapitalizmu) i – paradoksalnie – jakoś energetyzującym. Zapewne wynika to właśnie z buntowniczej energii płynącej z rozczarowania, a także z prostej, okołopunkowej muzyki. Być może również ze wspominanej niechęci do manipulacji, ze świadomego odsłonięcia szwów teatralności, dzięki czemu cały spektakl staje się czymś w rodzaju hiperboli, przedstawieniem tematu i problemu w taki sposób, który odbiorcy nie męczy.

Kolejne sekwencje przerywane są pytaniem którejś z osób performujących: „To już koniec?”.

 Tak też spektakl się kończy – gdy Nagrobki śpiewają swój finałowy lament, performerki próbują schować wszystkie sflaczałe zabawki i siebie za czarną kurtyną zasłaniającą tylną ścianę sceny. Nie da się tam wszystkiego upchnąć, siłą rzeczy truchła dawnych ideałów wysypują się spoza czarnego materiału. Wtedy właśnie Maciej Salamon pyta: „To już koniec?” i światło gaśnie, to naprawdę koniec. Co znaczy ten finałowy obraz? Że rozczarowania światem, raz przeżytego, nie da się zamieść pod dywan? Że nie potrafimy tak zupełnie pożegnać się z fantazjami, które nas budowały, nawet gdy straciły swoją uwodzicielską moc? A może to ironiczne przetworzenie disneyowskich finałów? Zamiast zakochanej pary rozmywającej się w zachodzącym słońcu mamy bandę pogruchotanych przez życie performerów i rozklekotane zabawki, które próbują ukryć w czerni sceny?

A może szukanie znaczenia nie ma sensu, może puenty naprawdę nie ma.

Teatr Komuna Warszawa, The End, koncepcja, choreografia, performans: Magda Jędra, Kasia Kania, muzyka, teksty piosenek, performans: Nagrobki (Maciej Salamon, Adam Witkowski), dramaturgia, tekst piosenki „Rozczarowanie”: Anka Herbut, kostiumy, scenografia: Marta Szypulska, reżyseria świateł: Jędrzej Jęcikowski, premiera 29 października 2025.

Stanisław Godlewski

Adiunkt w Instytucie Sztuki PAN, wykładowca Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, sekretarz redakcji „Pamiętnika Teatralnego”. Jego zainteresowania naukowe obejmują historię teatru polskiego w XX i XXI wieku, a także krytykę teatralną w wymiarze historycznym i praktycznym.