Najlepsze spektakle sezonu. 1–5
W redakcyjnym gronie wybraliśmy 25 najciekawszych naszym zdaniem przedstawień mijającego sezonu. Oto pierwsza piątka.
5. Amoroso, chor. i reż. Janusz Orlik, Teatr Klucz im. Wojciecha Deneki

Teatr Klucz to fenomen. Poznańska grupa prowadzona od kilku sezonów przez choreografa i tancerza Janusza Orlika wyrosła na jedno z ciekawszych zjawisk polskiego teatru. Zagadką pozostaje, dlaczego wciąż przebywa na jego marginesie, a nowe premiery nie przyciągają stada krytyków (z publicznością teatr raczej nie ma problemu). Grający w poznańskim CK Zamek zespół tworzą uczestnicy Warsztatów Terapii Zajęciowej „Przylesie” i zawodowy tancerz Antek Kurjata, który dla pozostałych jest zarówno partnerem, jak i przewodnikiem. Nikt tu nie ukrywa niepełnosprawności, nikt ich też nie eksponuje.
Intensywność scenicznej obecności poszczególnych performerów i performerek wymyka się opisowi. Wystarczy odrobina dymu, punktowe światło (o precyzyjnie dobranej barwie) skierowane na dowolną osobę z zespołu – i trafiamy do zaginionego filmu Davida Lyncha. Ale Orlik nie poprzestaje na eksponowaniu charyzmy obsady. Tworzy teatr autorski o bardzo wyraźnym stylu. Amoroso to naturalna kontynuacja poprzednich przedstawień: Intermezzo (2023)i Tranquillo (2022). Nie ma jednak mowy o powtarzalności czy odcinaniu kuponów. Narzekać można za to na pewną przewidywalność w doborze tematów. Tranquillo problematyzowało kondycję Teatru Klucz i warunki, w których grupa pracuje; Intermezzo widowiskowo bawiło się z konwencją teatru jako takiego; Amoroso zaś wpisuje się w nurt spektakli, w których osoby z niepełnosprawnościami opowiadają o miłości. Nie jest to jednak aktywistyczna interwencja, raczej krytyczna podróż przez konwencje ku tej banalnej i przeraźliwej potrzebie – bycia kochanym. Przeraźliwej, bo miłość nie jest tutaj radosnym oszołomieniem, ale destrukcyjną siłą.
„Akcja spektaklu sączy się raczej, niż wartko płynie, co jest jedną z cech charakterystycznych prac Orlika w Teatrze Klucz, opartych na jednostajnym powłóczysto-onirycznym rytmie” – pisała w recenzji na naszych łamach Anna Królica. Hipnotyczność to tylko jedna z przyjemności czekających na widzów w Amoroso. Są jeszcze wzruszenia i śmiech. Orlik wie, jak posługiwać się humorem. Miłość bywa rozpaczliwa, ale też żenująca i zabawna. Jak bajka, którą opowiada dwójka bohaterów. Gmatwając fabułę i multiplikując zwroty akcji, historię o księżniczce zamieniają w pastisz filmowej opery mydlanej. Przy okazji udowadniając, że z tekstem radzą sobie równie dobrze, jak z choreografią. (DG)
4. Threesome/Trzy, chor. Wojciech Grudziński, Fundacja 910113, Belluard Bollwerk, Nowy Teatr w Warszawie

Threesome/Trzy to dowód, że spektakl taneczny może być jednocześnie uwodzący, radykalny i erudycyjny.
W solowym występie Wojciecha Grudzińskiego spotykają się widma trzech nieheteronormatywnych tancerzy: Stanisława Szymańskiego (1930–1999), Gerarda Wilka (1944–1995) i Wojciecha Wiesiołłowskiego (1939–1995). Legenda spotyka się tu z aurą niedopowiedzeń i wspomnieniem społecznej przemocy. „Wróćmy do moich kompanów z przeszłości. Do tych skrajnie przystojnych, co zniknęli, zostali wygnani (vanished or banished). Do zboków, migrantów, baletnic, wyrzutków, PEDZIÓW, CIOT I WIDZIADEŁ. Wróćmy do mnie” – mówi z offu Grudziński mniej więcej w połowie Threesome. Dramaturgia Klaudii Hartung-Wójciak i Joanny Ostrowskiej to świetny przykład, jak w przedstawieniu naładowanym kontekstami i treścią można mimo wszystko zachować komunikatywność. Filmowe archiwalia użyte są powściągliwie, ale z poetyckim wyczuciem. Głosy z offu prowadzą zaś tancerza od sceny swoistego przebudzenia po transową, hipnotyczną sekwencję w rytm intensywnej, minimalistycznej muzyki Lubomira Grzelaka i Wojtka Blecharza. Wszystkie pozachoreograficzne elementy Threesome świetnie pracują z ciałem performera i go nie przytłaczają.
Grudziński zaczyna z głową w dole i obnażonymi pośladkami w górze; odwrócona sylwetka wyrastająca z ziemi w pierwszych minutach, zwrócona tyłem do kierunku pędu dziejów, jak Anioł Historii z Waltera Benjamina; ustawianie własnej głowy w narzuconym kierunku z taką siłą, jakby tancerz chciał skręcić sobie kark. Grudziński sam siebie lepi, wtłacza własne ciało w formę, zarazem jest względem tej formy zdystansowany, ironiczny.
Ale najlepsze przed nami: wszystko kulminuje w queerowym oberku, który w rozwijającej się pętli trwa przeszło dwadzieścia minut – niemal połowę spektaklu. To te dwadzieścia minut Threesome zapada w pamięć najbardziej: lśniący potem Grudziński, z ciałem i wzrokiem wymierzonymi wprost w widownię, w podrygach niby prostych, ale szalenie intensywnych, ludowych i queerowych zarazem.
Przedstawienia Wojciecha Grudzińskiego to dowód, że wyrazista, innowacyjna forma, mocny przekaz i atrakcyjne widowisko nie muszą się wykluczać. Dzisiejszy polski teatr polityczny może uczyć się od tańca. (WM)
3. Friedrich Dürrenmatt, Wizyta starszej pani, reż. Małgorzata Bogajewska, Teatr Telewizji

Teatralny samograj, idealny dla Teatru Telewizji, do tego wciąż aktualny. Trochę kryminał à rebours – w końcu nie wszyscy wiedzą (przez chwilę na VOD wisiała wersja bez finału!), czy za oferowany przez Klarę Zachanassian miliard mieszkańcy Güllen zabiją. Trochę rzecz o afektywnej zemście na niewiernym kochanku, który wybrał majątek zamiast miłości – dająca szansę na wybitne dramatyczne role. Ale nie dylematy moralne rozpalają dziś agorę. Małgorzata Bogajewska przygotowała świetną adaptację (na podstawie przekładu Andrzeja Wirtha i Marcela Reicha-Ranickiego), w której na plan pierwszy wybija się temat przemocy ekonomicznej. Klara jest poniekąd jak globalna korporacja. Z odległości tysięcy kilometrów zarządza gospodarką miasteczka, by – doprowadzając je do bankructwa – sterować etyką prekariuszy. Nie stawia ich w rozpaczliwym położeniu. To wciąż jeszcze aspiracje, by zamienić papierosy na cygara, a wódkę na whisky. Czy w imię takiego awansu państwo, Kościół i społeczeństwo przymkną oko na niemoralną propozycję? Czy gotowani powoli jak żaba przyłożymy rękę do zbrodni?
Wszystko się tu zgadza i nawzajem wspiera: filmowa dramaturgia (zdjęcia Piotr Pawlus, montaż Szymon Sabarański), muzyka, scenografia (słuszna decyzja, żeby trzymać się umowności teatru i nie wychodzić w plener), zespołowość gwiazdorskiej obsady (m.in. Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Andrzej Grabowski, Cezary Pazura, Jan Peszek, Jan Englert, Dorota Kolak), także w kreacjach drugoplanowych – obywateli powiatowych, którzy chcą podjąć gościnię po wielkopańsku, lecz najpierw potraktują ją z opryskliwą wyższością urzędnika wobec petenta.
Widzowie telewizyjni z zachwytem odkryli Hajewską-Krzysztofik, która na co dzień nie występuje na małym ekranie. W teatrze z kolei aktorka stworzyła ostatnio kilka dobrych ról, ale w średnio udanych spektaklach. Nie ma co ukrywać – Teatr Telewizji w nowej odsłonie wyprzedził w tym sezonie sceny dramatyczne. A znając plany dyrekcji, można przypuszczać, że i w przyszłym powalczy o laur najlepszego teatru. (KTS)
2. Marzena Matuszak, Tomasz Walesiak, Człowiek jaki jest, każdy widzi, reż. Katarzyna Minkowska, Nowy Teatr w Warszawie, Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach

Wzorcowy przykład teatru wielokrotnie kodowanego. Czyli takiego, który komunikuje się z różnymi grupami odbiorców, z różnymi pokoleniami, każdemu i każdej proponując coś ciekawego. W zasadzie to przedstawienie dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym, ale swoje wzruszenia będą mieli tu również dorośli. Rzecz zainspirowana książką Marzeny Matuszak, z bardzo udanym scenariuszem Tomasza Walesiaka. W Himalajach tata Yeti z córką Yetinką prowadzą schronisko dla skrzywdzonych lub porzuconych zwierząt. Mamy nie ma, bo zginęła z rąk ludzi. Tata usiłuje ów fakt ukryć przed córką, ta zaś nie ustaje w drążeniu sprawy. Finał to oczywiście oczyszczająca rozmowa, podczas której w końcu można wyznać prawdę.
Minkowska wraca do swoich ulubionych tematów (rodzina z problemami komunikacyjnymi, dzieci wychowujące dorosłych, strategie terapeutyczne jako propagowany model relacji), tym razem w realiach teatru gatunkowego. I ponownie potwierdza swój sceniczny instynkt. Zrealizowane jako koprodukcja przedstawienie ma dwie obsady, warszawską i kielecką, obie świetne. Z kieleckiej już doceniono Kubę Gollę jako Psa (najlepsza rola męska zdaniem jury Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej), w warszawskiej błyszczą w zasadzie wszyscy (zwłaszcza Piotr Polak, Ewelina Pankowska, Jan Sobolewski i Bartosz Bielenia). Zagadką bez dobrej odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego Nowy Teatr nie gra tego spektaklu. Po secie premierowym tytuł zniknął z repertuaru. Na szczęście powstaje wersja telewizyjna. (TP)
1. Kobieta samotna, spektakl inspirowany scenariuszem Agnieszki Holland i Macieja Karpińskiego, reż. Anna Smolar, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie, Malta Festival Poznań

Na taką premierę Anny Smolar czekaliśmy od Halki (Narodowy Stary Teatr, 2021), choć po drodze były spektakle udane, jak Orfeusz (TR Warszawa, 2024), Antygona w Molenbeek (Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka, 2024) czy Melodramat (Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera, 2023). Z tym ostatnim Kobieta samotna tworzy dyptyk nawiązujący do historii kina. Formalnie to bowiem remake filmu Agnieszki Holland z 1981 roku. Mamy jednak rok 2025. Świat się zmienił, język również. Irena (znakomita kreacja Anny Ilczuk) nie jest już więc samotną matką – jest teraz matką samodzielną na dwóch umowach śmieciowych. I ma samodzielnie (bo bez zasądzonych alimentów) dorównać matkom i ojcom współdzielącym opiekę – w kwestii wycieczek, odżywiania, dodatkowego wsparcia edukacyjnego i pedagogicznego. Centrum akcji staje się więc szkoła Bogusia, placówka publiczna otwarta na ambitne propozycje zaangażowanych rodziców. Gotowych nawet na filantropię, żeby tylko nikt nie odstawał. W imię inkluzywnego hasła: „Jeśli nie wszyscy, to razem”.
Świat dorosłych obserwuje Boguś, proponując wobec jego głupoty swoją alternatywną, zupełnie niesamowitą rzeczywistość. „To nie piosenka / lamusy, to rap / o tym, że każdy jest sam / że / nie da się z JA zrobić NAS / Mam 9 lat, a jakby sto, wy po 36, a jakby 9” – rapuje Ryfa Ri, zaproszona do tej choreograficzno-wokalnej roli. Zapętlając neurotyczny i zarazem przejmująco komunikatywny ruch, przedstawia perspektywę porzuconego przez ojca dziecka-starca, kpiącego z naiwnych bajek o odmianie losu ciężką pracą. Interesują go rap i przelewy. To otrzeźwiający brutalizm.
Smolar lubi łączyć teatr dramatyczny z elementami innych sztuk. W Melodramacie był to taniec, w Orfeuszu lalka, w Antygonie… melorecytacja. W Kobiecie samotnej tańcząca raperka i śpiewający aktorzy znaleźli wspólny, zwarty rytm, który niesie ten spektakl. Wysoko. (KTS)