Po śląsku

Po śląsku
Bajtle: Bronisława Porembska, Marcin Machulik, Beata Kniejska, Sylwia Woźnica, Jolanta Sodzawiczny, Maksymilian Spyra, Karolina Sosna, Marcin Noras, Małgorzata Spyra, Wiktoria Krasoń, Bartłomiej Garus, Lucjan Noras / fot. Marta Ankiersztejn
Jak się robi teatr na śląskiej wsi? Fotoreportaż o wielopokoleniowej grupie z Ornontowic – Teatrze Naumionym.

Ornontowice to wieś w powiecie mikołowskim, piętnaście kilometrów na południe od Gliwic. Mieszka w niej około sześciu tysięcy osób. Są tu XIX-wieczny pałac, park, stadion piłkarski, kopalnia węgla kamiennego i teatr – ze stuletnią tradycją.

Próba: Maksymilian Spyra, Bronisława Porembska, Mateusz Dyszkiewicz / fot. Marta Ankiersztejn

Teatr NAUMIONY

Bronisława Porembska: Mieliśmy takiego fajnego kolegę, który nigdy nie przychodził taki, żeby się nauczył. Raz przyszedł pokudlaczony, tak siedział smutno, i powiedział: „Ale dzisiaj to jo je NAUMIONY”. My się tak wszyscy śmioli, że został ten tytuł i do tej pory jest.

Próba: Janusz Golec / fot. Marta Ankiersztejn

BRAKUJE REŻYSERKI

Bronisława Porembska: Myśmy tak coś robili i mówili: „Kurczę, nam tak brakuje reżyserki, że nie wiemy, jak to przegryźć”. Iwona wzięła nas pod swoje skrzydła i było tak, jak miało być. Myśmy się już czuli pewnie – że jesteśmy ważni. Byliśmy tacy zgrani, że nie było mocnych ponad nos.

Iwona Woźniak (reżyserka): Mama Pani Bronisławy tworzyła ten teatr po wojnie, ona sama próbowała działać w latach siedemdziesiątych. Ja jestem z nimi od 16 lat. Fundację Szafa Gra założyliśmy 11 lat temu, a teatr reaktywowaliśmy w 2004 roku. Historia ruchu amatorskiego jest niezwykła, w latach powojennych w Ornontowicach działało 6 grup teatralnych!

Wiktor Frankowicz: Połowa mieszkańców tej miejscowości ma jakieś zakorzenienia twórcze. W tym teatrze były już dziesiątki osób, jest tu mnóstwo grup muzycznych, kół zainteresowań, grup teatralnych.

Próba: Maksymilian Spyra, Sylwia Woźnica, Bronisława Porembska / fot. Marta Ankiersztejn

DRUGA RODZINA

Jolanta Sodzawiczny: My jako emeryci byliśmy dostępni zawsze, dlatego ten teatr wywodził się ze starszych, ale w K jak krasnoludki potrzebna była księżniczka. 60-latka raczej nie pasuje i tak zwerbowałam moją córkę. A że ona miała dziecko i nie było gdzie go zostawić, to z nią wszedł Dominik – w końcu potrzebnych było też siedmiu krasnoludków. I te dzieci, nasze wnuki, tak zaczęły. Im się to zapodobało i do tej pory jest tak rodzinnie.

Kajetan Woźniak: To jest ważna część mojego życia, przez ilość czasu, którą spędzam z tymi ludźmi. To jest moja rodzina teatralna. Pani Bronisława na przykład to taka dobra ciocia.

Próba: Wiktor Frankowicz, Sabina Baron / fot. Marta Ankiersztejn

Wiktoria Krasoń: Impulsem, żeby przyjść do teatru, była śmierć mojego dziadka, który był tutaj bardzo długo. Chciałam być bliżej niego w jakiś sposób i spędzić więcej czasu z babcią. No i ciągnęło mnie na scenę.

Karolina Sosna: Jak przyjechałam na pierwszą próbę, to już zostałam. Poczułam się jak w rodzinie. Dorastałam z tym teatrem, przeżywałam tu wszystkie pierwsze razy.

Próba: Beata Kniejska, Bronisława Porembska, Małgorzata Spyra / fot. Marta Ankiersztejn

Sylwia Woźnica: Babcia aktywnie uczestniczy w kole gospodyń, a to z koła gospodyń teatr wypłynął. Ja z teatrem miałam związek od przedszkolnych lat, więc babcia tak zagadywała i zagadywała, aż przyszedł czas, że potrzebowali zastępstwa, no i jestem. Miło się wyrwać z domu, spotkać ze znajomymi, no i z kulturą. Na warsztatach i spotkaniach, szczególnie ze starszą częścią teatru, wiele się człowiek dowiaduje o kulturze i tradycji, o rzeczach, o których nie miał pojęcia, chociaż mieszka tutaj od urodzenia.

Próba: Wiktoria Krasoń, Mateusz Dyszkiewicz / fot. Marta Ankiersztejn

LOKALNE HISTORIE

Iwona Woźniak: Naumiony próbuje odtwarzać lokalne historie, które są istotne dla miejscowych. Ważna jest wielopokoleniowość tego teatru, stąd historie nie dotyczą tylko starszych, ale też młodzieży… Co oni czują, mieszkając tutaj, co to znaczy być Ślązakiem.

Wiktor Frankowicz: To jest teatr dokumentalny, etnoteatr, którym się interesuję. Próbuję prowadzić taki na studiach (reżyseria w Krakowie – przyp. red.). Dlatego przyjeżdżam, żeby obserwować, jak pracuje Iwona. Teatr Naumiony czerpie z tego, co wokół.

Bajtle: Maksymilian Spyra, Małgorzata Spyra, Jolanta Sodzawiczny, Bronisława Porembska, Karolina Sosna, Beata Kniejska / fot. Marta Ankiersztejn

Wiktor Frankowicz: Bajtle to spektakl wyjątkowy, bo nie jest napisany w czystej śląszczyźnie. Jest tam dużo brudów z polskiego. My, młodzi, nie mówimy czystym śląskim i to się przeniosło na spektakl. Oddziaływanie na pozostałych aktorów jest normalne. Ten teatr działa 20 lat i przez cały czas grał jedynie w gwarze śląskiej, więc to było dla nich zaskoczenie, że zaczynamy coś zmieniać, że teatr idzie w inną stronę, we współczesną dramaturgię.

Lucjan Noras: Grupy, które próbują podtrzymać tradycję języka śląskiego, to jest coś niezmiernie cennego i wymagającego wsparcia. Trudno sobie wyobrazić tożsamość narodu śląskiego bez tożsamości kulturowej. Wartości, sposób wychowania, sposób życia – to wszystko pokazujemy na scenie. Myślę, że ci, którzy przychodzą na spektakle, to właśnie w tym teatrze cenią.

Bajtle: Karolina Spyra, Bartłomiej Garus / fot. Marta Ankiersztejn

TEATR ZAWODOWY

Lucjan Noras: To, co mnie urzekło, to to, że teatr amatorski okazał się profesjonalny. Atmosfera była tak znakomita, że byliśmy z żoną zauroczeni. W pewnym wieku człowiek przyjmuje takie różne czelendże i tak jestem w tym teatrze już od czterech lat, gram w czterech spektaklach. Już sobie nie wyobrażam życia bez teatru, a nigdy się tym nie zajmowałem, jestem inżynierem z wykształcenia.

Wiktor Frankowicz: To jest fenomen, bo Naumiony powoli zaczyna działać jak teatr etatowy, ma pełen skład i wspaniałych ludzi w otoczeniu: technicznych, garderobiane.

Sabina Baron: Przygotowuję każdy spektakl, czuwam nad strojami, jeżdżę, sprzątam, jak trzeba, to prasuję. Non stop ktoś coś gubi, więc trzeba uzupełniać rekwizyty. Czasem trzeba coś z niczego zrobić. Jak aktorzy zaczynają u nas grać, są młodymi kawalerami, to zazwyczaj uczymy ich prasować koszule, spodnie. Potem dziękują, że potrafią zadbać o własne ciuchy. Jeszcze zajmuję się sprzedażą biletów i stoję na bramce, witam gości. A i jeszcze maluję dziewczyny, jak są potrzebne do wymalowania! Moja mama jest tu od 21 lat i jest fryzjerką. Jest tu od samego początku, tworzyła ten teatr.

Bajtle: Jolanta Sodzawiczny, Marcin Noras, Marcin Machulik, Lucjan Noras / fot. Marta Ankiersztejn

Karolina Sosna: Chciałam się tym profesjonalnie zajmować, ale stwierdziłam, że zrobię klasyczny zawód, a przecież mam Naumionego, który będzie moim teatrem zawodowym. Czuję się, jakbym grała w profesjonalnym teatrze i to jeszcze jakby z moją drugą rodziną.

Małgorzata Spyra: Gramy najczęściej w niedziele, więc wracam co weekend do domu. Te powroty są dla mnie inspirujące i regenerujące. Mam nadzieję jak najdłużej działać z Naumionym. To jest piękne miejsce, bardzo lubię ludzi, z którymi gram.

Jolanta Sodzawiczny: Jeżeli ktoś już tego bakcyla złapał i chce, to żadne odległości nie mają znaczenia.

Bartłomiej Garus: Pierwszy spektakl, próby, ci ludzie, którzy tutaj byli, to od razu mnie przekonało. Teraz jest ciężko, bo nie ma czasu – rodzina, dziecko, żona, praca, inne obowiązki, a chciałoby się grać. Występ przed publicznością to jest nagroda.

Bajtle: Jolanta Sodzawiczny, Beata Kniejska, Bronisława Porembska, Sylwia Woźnica / fot. Marta Ankiersztejn

LUDZIE, KTÓRYM SIĘ CHCE

Mateusz Dyszkiewicz (muzyk): Fenomenem tego teatru jest pełne zaangażowanie i autentyczność. To, co aktorzy grają, to albo sami przeżyli, albo znają te historie i to nie jest udawane. Wszyscy godają po śląsku, słychać, że są wtedy naturalni. To jest siła tego teatru.

Lucjan Noras: W tym teatrze jest jedna rzecz, którą sobie ogromnie cenię. Tutaj słowo „tak” znaczy „tak”, a słowo „nie” wyraża „nie”. To szczerość, która jest też widoczna na scenie. Wszyscy są autentyczni.

Jolanta Sodzawiczny: Tu są ludzie, którym się chce.

Małgorzata Spyra: Żadna sztuka nie miałaby znaczenia, jeśli byłaby dla nas obojętna. Jeśli my ze sceny mówimy o czymś, co jest dla nas ważne, to wtedy niesiemy prawdę.

Bajtle: Lucjan Noras, Kajetan Woźniak, Karolina Sosna, Małgorzata Spyra / fot. Marta Ankiersztejn

KIEDY GRAM…

Wiktoria Krasoń: Kiedy wchodzę na scenę, jest ekscytacja i trochę adrenaliny, na pewno jest też stres, ale taki zdrowy.

Bronisława Porembska: Tremy nie ma, na luzie to wszystko jest. Jest tako swoboda, no. Takie granie jakby w domu.

Teatr Naumiony istnieje od 2004 roku, ale wywodzi się z tradycji sięgającej lat dwudziestych XX wieku. To wtedy w Ornontowicach na Górnym Śląsku rodzi się amatorski ruch teatralny. Od 2009 roku liderką grupy i reżyserką wszystkich przedstawień jest animatorka, nauczycielka i menadżerka kultury Iwona Woźniak (obecnie także dyrektorka Teatru Zagłębia w Sosnowcu). Wielopokoleniowy zespół, w którego skład wchodzą mieszkańcy Ornontowic, konsekwentnie zajmuje się lokalną tematyką, gra w języku śląskim i dla Ślązaków, choć wielokrotnie prezentował swoje spektakle w innych miejscach kraju i zdążył wyrobić sobie silną pozycję w świecie teatrów niezależnych. Teatr Naumiony nie inscenizuje klasyki, koncentruje się na tekstach współczesnych. Zespół pisze je własnymi siłami lub we współpracy z zawodowymi dramatopisarzami, np. Darią Sobik. Odniesienia do tradycji, jak w spektaklu Kopidoł (2016), idą tu w parze z rozważaniami na temat współczesności, szczególnie wyraźnymi w takich przedstawieniach, jak Last Minute (2021) czy Bajtle (2024).

Marta Ankiersztejn

Fotografka teatralna, absolwentka Wiedzy o Teatrze na Akademii Teatralnej w Warszawie, etatowo związana z Teatrem Narodowym. Po godzinach realizuje własne projekty fotograficzne - ostatnio dotyczące artystów ludowych.