Ryzykantka i zwyciężczyni

Ryzykantka i zwyciężczyni
Sublime, reż. Karolina Kraczkowska / fot. Pat Mic / Teatr Komuna Warszawa
Kraczkowska nagle wydobywa się z pięknej rozpaczy i roztańcza w abstrakcji, rozgaszcza we wzniosłości – na własnych zasadach.

Przez większą część Sublime Karolina Kraczkowska realizuje dwie historie naraz. Pierwsza to anegdota o zawiedzionej miłości: oto oszukana kobieta, która śpiewem, krzykiem i gwałtownymi ruchami wyraża targające nią gniew i rozpacz. Retro, klasyka, cliché. Ekspresyjna piękność z kokiem i w pastelowej szmizjerce siedzi przy sercokształtnym stoliku ozdobionym srebrną różą. Na blacie flakony perfum i kartki – może list od tego, o którym niebawem krzyknie „kłamca!”, uderzając pięścią w ścianę. Ten atrakcyjny wizualnie dramat widzieliśmy już setki razy na scenach i ekranach, czytaliśmy o nim w monumentalnych powieściach, mimo braku ruchu i słowa bezbłędnie rozpoznawaliśmy go na artystycznych fotografiach. Ale rzeczywistość konstruowana w Sublime tylko pozornie odtwarza to, co tak dobrze znane. Od początku komplikuje ją wyzwanie percepcyjne rzucone publiczności – coś tu bowiem jest nie tak.

Obraz i dźwięk zacinają się jak na zużytej taśmie wideo czy zdartej płycie gramofonowej. Mikrocząstki i większe sekwencje ruchu wielokrotnie powta-ta-ta-ta-rzają się, jakby jakiś mechanizm w ciele per-per-performerki nie mmmmm mmmmógł zaskoczyć, fragment-men-men-ty słów wybrzmiewają po kilka razzzzy, zanim zdanie potoczy się dalej. Te zakłócenia – później transformujące w równie nienaturalne slow motion – kierują uwagę ku pytaniu: jak to oglądać? W zasadzie akcja sceniczna poddaje się odbiorowi teatralnemu, pozwala zobaczyć bohaterkę, postać o konkretnych cechach. Kiedy jednak przyłożyć spojrzenie choreologiczne, zobaczymy więcej. Zobaczymy ciało, które wpisuje się w pewną estetykę i stawia jej opór; zobaczymy podmiotkę, która realizuje pewną matrycę i walczy z nią – to właśnie druga historia. Niecodzienne operowanie czasem (mikrostopklatki, powtórzenia, spowolnienie) nie pozwala na odruchowo wygodną percepcję konwencji, którą znamy i może lubimy. Zmusza do utrzymywania czujności.

Tropów mówiących „fałsz”, „sztuczne”, „zrobione” jest więcej. To nie flakony, ale piłki do masażu i fragmenty metalowych konstrukcji, może sztang. To nie klasyczna szmizjerka – fason się zgadza, ale tworzywo jest nietypowe, chyba sztuczna skóra. To nie kawiarnia i nie buduar, przecież w rogu sceny stoi masywna bryła z wielu reflektorów, bezczelnie jawna, wręcz pyszniąca się swoją widocznością. Ciepłe, miękkie światło z arogancką witalnością ujawnia kłęby przewodów, statywy i urządzenia, które zwykle przed widownią się ukrywa. Wreszcie powierzchnia sceny: tylko trzy czwarte pokryte jest czarną podłogą baletową. Meble stoją na granicy scenicznej kreacji (scenicznego fałszu?) i prawdziwej podłogi tego budynku: parkietu dawnej sali gimnastycznej, na którym widać kolorowe pasy wyznaczające strefy gry w piłkę. Wszystko tu szepcze: to, co widzisz, nie jest prawdziwe. Co w takim razie jest?

To, co skryte pod formą. Bo to, że ból potrafi pięknie wyglądać, nie odbiera mu jego destrukcyjnej siły. Problem w tym, że popkultura wytrenowała nas co do tego, jakie emocje mamy w określonych sytuacjach czuć i jak je wyrażać. Jednak Sublime nie zabiera nas tylko w kpinę czy żart, nie oferuje wyłącznie zabawy w rozbrajanie wzniosłości. Nie neguje wielkich namiętności. Pyta, czy nie daliśmy się zbyt łatwo przyuczyć do akceptowalnych – a może i hołubionych – sposobów przeżywania ich. Czy odruchowo realizowana „piękna” fasada emocjonalnego bólu nie dystansuje nas od niego do stopnia, który uniemożliwia realne doświadczenie i przeżycie tego stanu? Czy w konsekwencji nie zamrażamy emocji, utykając w powtarzalności, z której nie wydostaniemy się bez konfrontacji z cierpieniem bez osłon przyzwyczajenia? Istotny jest też aspekt genderowy. „I think it’s beautiful when women cry” – przywołuje popularne upodobanie performerka. „Really?” chciałoby się zapytać. Płacz, sygnał silnego, zapewne trudnego doświadczenia jako kategoria estetyczna? Thank you, Mr Patriarchat, you’re drunk, go home.

Sublime, reż. Karolina Kraczkowska / fot. Pat Mic / Teatr Komuna Warszawa

Kraczkowska nagle wydobywa się z pięknej rozpaczy. Naprawia zepsute audio i wideo i roztańcza się w abstrakcji, rozgaszcza we wzniosłości – na własnych zasadach. Wzniosłość bowiem, gdy odrzeć ją z pretensjonalności, może sprawiać realną, niezagłuszoną nawykiem przyjemność. Widać to w ruchu tancerki zwinnej, giętkiej, lekkiej i odważnej, bez wahania sięgającej czubkami palców stóp po horyzont, celującej nimi tam, gdzie sufit spotyka się ze ścianą, rozcinającej dłońmi atomy powietrza. Scenę wypełnia łopot sukienki i obszernej koszuli, falowanie długich, rozpuszczonych włosów, dramatyzm dalekich skoków i ozdobnych łuków wygiętego korpusu. Estetyka pobrzmiewa echami epoki modern dance, magnetycznie wibruje harmonia tańca i muzyki: gęstego, wolno przyspieszającego rytmu instrumentu strunowego i perkusji. Intensywność tej sceny paradoksalnie przynosi ulgę po napięciu wywoływanym przez pozornie komiczne pęknięcia czasu naruszające nawyki percepcyjne w pierwszej części Performerka emanuje zadowoleniem, jest pełna, stanowi zintegrowaną, kompletną całość; rozgaszcza się w dostępnej rzeczywistości i wytwarza własną.

Kraczkowska, znakomita performerka, nie reprodukuje tu scenicznych wcieleń, którymi zdobyła uznanie, ale odsłania kolejne oblicza. W swoim solo Sci-Fi Ceremonials (2018) zachwycała silną, sportową ekspresją, w Dramie (2020, chor. Paweł Sakowicz) czarowała neurotycznym wdziękiem, w Kocham balet (2025, chor. Ramona Nagabczyńska, dram. Agata Siniarska) ujmowała jako figlarna parodystyka. W Sublime kreuje złożoną sceniczną osobowość. To tylko z pozoru miotająca się w spazmach diwa. Pod spodem jest ktoś znacznie ciekawszy. Ryzykantka, gotowa zatracić się w przeżyciu, ale i przejąć kontrolę. Zdolna testować stereotypy, ale i grać na własnych zasadach. Ciekawa zanurzenia w dojmująco trudne doświadczenie, ale i umiejąca wycofać się w porę, by uniknąć destrukcji. Dodajmy mistrzowskie panowanie nad ciałem, czysty wokal, odwagę przemierzania przestrzeni – i otrzymujemy spektakl zmyślnie zaprojektowany, świetnie zrealizowany oraz taki, który szybko się nie zestarzeje.

Teatr Komuna Warszawa, Sublime, choreografia i wykonanie: Karolina Kraczkowska, dramaturgia: Ramona Nagabczyńska, reżyseria świateł: Paweł Bownik, scenografia i kostiumy: Wiktoria Walendzik, premiera 3 października 2025.

Hanna Raszewska-Kursa

Absolwentka polonistyki UW, Podyplomowych Studiów Teorii Tańca UMFC, doktorka nauk humanistycznych (obrona z wyróżnieniem w IS PAN). Do swoich najważniejszych prac zalicza książki: Teoria tańca w polskiej praktyce (2018) oraz Empatia, choreografia i śmiech jako nadzieja dla ludzkości (2023). Więcej: hannaraszewska.wordpress.com.