Więcej tego samego
Miała być prowokacja, wyszła powtórka z dawno przerobionych lekcji. Maja Kleczewska na początek swojej dyrekcji w warszawskim Teatrze Powszechnym wyreżyserowała Sublokatorkę wg prozy Hanny Krall.
Zaczyna się tak, jakby to miał być sequel (A)pollonii. Słynny spektakl Krzysztofa Warlikowskiego z 2009 roku prowadził do kulminacyjnej sceny pośmiertnego przyznania Apolonii Machczyńskiej medalu Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. W centrum reżyser umieścił wtedy postać izraelskiego sędziego upozowanego na Jokera z Nolanowskiego Mrocznego rycerza. U Kleczewskiej w pierwszej scenie spod podłogi wyłania się zaskakująco podobny do tamtego Jokera smutny Arlekin. Efekt jest taki, że patrzymy na Michała Czachora na scenie Powszechnego, a jakbyśmy widzieli Andrzeja Chyrę na scenie Nowego. To, że (A)pollonia jest ważnym odniesieniem dla twórców Sublokatorki, wiemy zresztą od dawna: dramaturg Kleczewskiej Grzegorz Niziołek umieścił niegdyś portret Chyry-Jokera na okładce swojego głośnego Polskiego teatru Zagłady, a z przedstawienia Warlikowskiego uczynił punkt docelowy całego wywodu, bodaj wzór, jak pracować z pamięcią postholocaustową w teatrze.
Nawiązanie do Warlikowskiego to intrygująca obietnica: że będziemy mieli do czynienia ze spektaklem, który świadomie umieszcza się wśród innych, bardzo już licznych wypowiedzi polskiego teatru na temat Zagłady. Że Sublokatorka będzie nie tyle powrotem do opowieści już dawno opowiedzianych, ile próbą refleksji, dlaczego od tych opowieści nie potrafimy się uwolnić i powtarzamy je wciąż i wciąż. Obietnica jest intrygująca, ale niestety pozostaje niespełniona.
Niemal cała dwugodzinna pierwsza część przedstawienia krąży wokół ponawianych prób zainscenizowania kilku epizodów z czasów wojny. Jeśli pamiętamy, że Kleczewska opowiadała kiedyś o swojej fascynacji terapeutyczną strategią tzw. ustawień hellingerowskich, to właśnie otrzymujemy dowód, że fascynacja ta nie uległa osłabieniu. W końcówce pierwszego aktu terapeutyczny sens podejmowanych działań zostaje odsłonięty bez niedomówień – choć nie jest jasne, czy nie ma w tym geście inscenizatorów ironii, wszak przed nami jeszcze wcale niekrótki akt drugi, a tam okazuje się, że traumy bynajmniej nie udało się przepracować, ta trwa bowiem w najlepsze i wraca jako wyrzut sumienia lub doświadczenie przemocy wpisane głęboko w ciało.
Tak czy inaczej, główna zasada kompozycyjna Sublokatorki to powrót do historii już znanych, ale podejmowanych wciąż na nowo w kolejnych ujęciach. To jednak nie prowadzi do jakiejkolwiek próby zdiagnozowania współczesnej kultury traumy, która oczekuje od nas, byśmy przeszłe doświadczenia traumatyczne raczej pielęgnowali, niż usiłowali przekroczyć. Stawki spektaklu w Powszechnym są skromniejsze: dowiadujemy się po prostu, że wojenne narracje są aktualne, bo wojna w zasadzie nadal trwa, bomby przelatują niemal nad naszymi głowami, a w każdym razie gdzieś bardzo blisko. Warto czytać i słuchać, jak małe dziewczynki mogły ratować się z Zagłady, bo nie wiadomo, czy niebawem z podobnym zadaniem nie będą musiały uporać się nasze dzieci.
Chyba byłoby lepiej, gdyby Kleczewska z Niziołkiem precyzyjniej określili założenia projektu i ograniczyli swoje zamiary. Bo Sublokatorka to próba przeniesienia na scenę wielu epizodów z potężnego tomu Fantom bólu gromadzącego wszystkie wcześniejsze książkowe reportaże Hanny Krall, uzupełnionych jeszcze o różne dodatki (m.in. historię współpracy Krall z Krzysztofem Kieślowskim przy jednym z odcinków Dekalogu). Oprócz tytułowej Sublokatorki mamy tu fragmenty z Król kier znów na wylocie (tekstu niedawno spożytkowanego przez Warlikowskiego w Odysei) czy Zdążyć przed Panem Bogiem. Ta wielość narracji zostaje ciekawie wprowadzona na początku spektaklu: z różnych miejsc na scenę wchodzą aktorki, które przedstawiają holocaustowe świadectwa, niejako domagając się, by te zostały wysłuchane przez siedzącą w rogu reporterkę (Karolina Adamczyk). Tyle że już po chwili owa wielość wątków okazuje się obciążeniem.
Literatura Krall bynajmniej nie jest łatwa do adaptowania. To w zasadzie ciągi wyznań, osobistych spowiedzi. Trzeba sporego wysiłku, by zbudować z tego jakąś dramatyczną materię, powyciągać to, co narratorów kolejnych historii wiąże z innymi bohaterami, odsłonić międzyludzkie emocje. Twórcy spektaklu nie radzą sobie z tym najlepiej. W efekcie postaci rzadko tu mówią do siebie nawzajem, częściej Kleczewska musi układać sceniczne sytuacje z serii monologów. Widz szybko się w tej układance gubi, a może nawet gorzej – nudzi się nią. Najmniejszej winy nie ponoszą w tym aktorzy, którzy grają ofiarnie, dowodząc dużej skali własnego talentu (warte wymienienia są szczególnie Aleksandra Bożek, Agnieszka Rajda i Karina Seweryn). Ciekawie działa przestrzeń, z wieloma przesuwanymi ekranami, efektowna i klaustrofobiczna zarazem, przeobrażająca scenę w coś na kształt wciąż na nowo konstruowanej kryjówki (kolejne w ostatnich miesiącach duże osiągnięcie Fabiena Lédé). Jeśli to przedstawienie nuży, to przede wszystkim dlatego, że powtarza rzeczy powiedziane już po wielokroć, ale też dlatego, że jest niezdyscyplinowane, konstrukcyjnie chwiejne.

Trudno odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego centrum spektaklu nie stała się historia wywiedziona z Sublokatorki – o poszukiwaniu samej siebie w poczuciu własnej podwójności, nieprzejrzystości. To chyba najbardziej nośny teatralnie tekst Krall, z zawsze ciekawym motywem sobowtóra. Dlaczego Kleczewska z Niziołkiem nie poszli tym tropem? Dlaczego zabrali się do Sublokatorki, a następnie obudowali ją takim gąszczem innych wątków, że zgubili sedno sprawy? Podejrzewam, że bali się, iż znajdą się zbyt blisko tego, co Warlikowski zrobił przed laty w Dybuku wg An-skiego i Krall. Bo przecież Sublokatorka to wariacja na temat Dybuka. Kleczewska konsekwentnie krąży wokół dzieła Warlikowskiego – widać to nawet wtedy, gdy usiłuje owo powinowactwo ukryć. Bardzo to ciekawa relacja z poprzednikiem, jak na artystkę, która głośno deklaruje, że ceni mitologię ojcobóstwa.
Skądinąd to wręcz zabawne, jak intensywnie Kleczewska pracuje z wątkami pozostawionymi przez Warlikowskiego, a zarazem nie dostrzega, co wydarzyło się u nas w polu teatralnych opowieści o traumatycznej historii już po najgłośniejszych wypowiedziach lidera Nowego. W niedawnym wywiadzie dla „Teatru” reżyserka z lekceważeniem wypowiada się o tzw. teatrze na macie do jogi, sugerując, że to teatr spraw małych, niepoważnych. Najwyraźniej nie widziała choćby Dobrze ci tego nie opowiem Anny Karasińskiej, być może najbardziej w ostatnich latach wstrząsającego (po części właśnie z tego powodu, że radykalnie skromnego) performansu o przymusie i równoczesnej niezdolności do mówienia o traumie czy jej coraz bardziej niewyraźnych widmach. Spektakl Karasińskiej składał się z czterech krótkich monologów, trwał niewiele ponad 40 minut, ale działał nieporównanie skuteczniej niż ponadtrzygodzinne widowisko w Powszechnym. Muszę powiedzieć, że gdybym we współczesnym polskim teatrze szukał praktyki, którą można jakoś zestawić z reportażami Krall, chętniej wskazałbym oszczędną, małomówną Karasińską niż ceniącą nadmiar Kleczewską.
We wspomnianym wywiadzie Kleczewska mówiła jeszcze jedno: teatr w jej przekonaniu musi prowokować, transgresyjnie przekraczać zastaną normę, drażnić, być politycznie niepodległy. Teatr transgresji to nie do końca moja filiżanka herbaty, ale przyznam, że z pewnym zainteresowaniem czekałem, czym to przekroczenie będzie w Sublokatorce, jak się tym razem zrealizuje. Trudno kryć, że spektakl rozczarowuje także pod tym względem: niewiele tutaj prowokacji, znacznie więcej celebrowania teatralnej formy, próby uwodzenia spektakularnością zewnętrznej wystawy. I niewiele politycznej odwagi. Znamienne: gdy mówi się o współczesnych wojnach, wspomniane zostają rakiety przelatujące między Izraelem a Iranem, ale słowo „Palestyna” nie pada ze sceny ani razu.
Rozmawiałem niedawno z aktorem, który od lat występuje w znanym spektaklu o tematyce holocaustowej. Opowiadał mi, jak bardzo zmienił się odbiór przedstawienia od momentu rozpoczęcia interwencji w Gazie: „Dawniej widzowie słuchali w milczeniu. Teraz też milczą, ale to jest już inne milczenie. Jakby tam była szklana szyba. I jakby chcieli nam, aktorom, zadać pytanie: o czym wy nam właściwie opowiadacie? Teraz, w tej sytuacji”.
A co słyszą aktorzy Sublokatorki?