Daleko za linią frontu

Daleko za linią frontu
The Wall, reż. Paweł Miśkiewicz / fot. Karolina Jóźwiak / Teatr Dramatyczny w Warszawie
Kolejne historie są jak ośmiometrowe betonowe bloki, których od ponad dwudziestu lat Izrael używa do budowy muru separacyjnego. Tylko że w The Wall nie służą one do wzniesienia solidnej budowli.

„Nadchodzi epoka przedwojenna”. Te słowa, wypowiedziane ponad rok temu przez polskiego premiera, wywołały duże wrażenie. Dziś chyba nadal nikt nie wie, jaki scenariusz rozwoju wydarzeń jest najbardziej prawdopodobny. W The Wall Paweł Miśkiewicz proponuje inny punkt widzenia – w kontekście wojny nie ma żadnego przed ani żadnego po. Liczne konflikty toczą się cały czas, nieprzerwanie, od lat, często bez zainteresowania dużych mediów.

Powracający po długiej przerwie do Teatru Dramatycznego reżyser nie wikła się w bieżącą geopolitykę. Nie odnosi się także do wojny trwającej za naszą wschodnią granicą. Zamiast tego sięga po współczesne reportaże oraz beletrystykę, by pokazać, jak konflikt zbrojny zmienia codzienność pojedynczych ludzi. Nie stara się przy tym znaleźć wspólnego mianownika dla różnych opowieści sześciorga autorów, choć mottem całości mogłyby być pojawiające się w przedstawieniu słowa z Pieśni proroczej Paula Lyncha: „[…] koniec świata to zawsze wydarzenie lokalne, które przybywa do twojego kraju, odwiedza twoje miasto i puka do drzwi twojego domu, dla innych zaś staje się jedynie odległym ostrzeżeniem, krótkim przekazem w wiadomościach […]”.

Horyzont czasu i miejsca zarysowany jest bardzo szeroko. W pierwszej części toczącego się niespiesznie, czterogodzinnego przedstawienia twórcy zbierają opowieści, które na różne sposoby dotyczą świata Zachodu. Najpierw oglądamy, jak z panem Szaabanem, azylantem z Zanzibaru (Paweł Miśkiewicz), postępują na swojej granicy brytyjskie instytucje (Nad morzem Abdulrazaka Gurnaha), by następnie przejść do dystopijnej Irlandii, w której Eilish Stack (Katarzyna Herman) próbuje ochronić swoją rodzinę przed skutkami walk pomiędzy reżimem a rebeliantami (wspomniana Pieśń prorocza). Stamtąd przenosimy się na jeden z amerykańskich uniwersytetów, gdzie młody weteran Waguih (gościnnie Maksymilian Piotrowski z krakowskiej AST) opowiada, jak podczas służby w Iraku wykurzał z kryjówek powstańców wykrzykiwaniem przez głośniki steków wyzwisk i obelg (opowiadanie Działania psychologiczne w zbiorze Przerzut Phila Klaya). Dalej przeskakujemy w zupełnie inny czas i poznajemy przemyślenia Senegalczyka Alfy Ndiaye (Paweł Tomaszewski), dwudziestoletniego żołnierza, który walczył w armii francuskiej podczas pierwszej wojny światowej i ucinał zabitym przez siebie wrogom dłonie (Bratnia dusza Davida Diopa).

Po przerwie dramaturgiczny rozrzut zostaje ograniczony, a pole widzenia zawężone do Bliskiego Wschodu i napięcia pomiędzy Palestyną i Izraelem. Obok reportażu Jeden dzień z życia Abeda Salamy Nathana Thralla, z którego wywiedziono tragiczną opowieść tytułowego bohatera (Marcin Bosak) i jego żony Hajfy (Katarzyna Herman) o wypadku palestyńskiego autobusu wiozącego na wycieczkę grupę przedszkolaków, poznajemy historię niefrasobliwej badaczki (Marta Nieradkiewicz), próbującej dowiedzieć się więcej na temat losu młodej Beduinki, zgwałconej i zamordowanej przez izraelskich żołnierzy w 1949 roku (Drobny szczegół Adanii Shibli).

Choć dla każdej z części Miśkiewicz stara się znaleźć trochę inny ton, a aktorzy grają po kilka postaci, to wydźwięk danej sceny zależy ostatecznie od emocji wiodącego aktora bądź aktorki. Pozbawia to dramaturgię pewnej dozy nieprzewidywalności. Widzowie mogą nie znać treści kolejnych historii, które same w sobie są dotkliwe i przejmujące, ale łatwo domyślą się konstrukcji całości. Można w tym widzieć naleciałość po pracy w krakowskiej szkole, gdzie reżyser regularnie przygotowuje przedstawienia dyplomowe.

Znajduje to także odbicie w scenariuszu Joanny Bednarczyk, w którym dominującą formą wypowiedzi wydają się być różnej długości monologi. Dramaturżka, współpracująca z reżyserem od dekady, w wielu miejscach ogranicza się do ułożenia wybranych fragmentów zgromadzonej literatury, bez większej ingerencji w samą materię tekstu, co tworzy językowy nieporządek. Na przykład Bosak jako Abed mówi o sobie w trzeciej osobie, podczas gdy w Bratniej duszy oraz w Drobnym szczególe odpowiednio Nieradkiewicz i Tomaszewski prowadzą opowieści z punktu widzenia narratora pierwszoosobowego. Epicki charakter The Wall – rozumiany bardzo dosłownie, związany z opowiadaniem, które jest głównym zadaniem aktorów – po części wynika z samych utworów, ale po części również z bardzo ostrożnego potraktowania tekstów. Kolejne historie są jak ośmiometrowe betonowe bloki, których od ponad dwudziestu lat Izrael używa do budowy muru separacyjnego. Tylko że w The Wall nie służą one do wzniesienia solidnej budowli.

Konstrukcję przypominającą jeden z takich rozbitych bloków, zabezpieczony żółtą taśmą ostrzegawczą, ustawiono pomiędzy krawędzią używanej w spektaklu obrotówki a powiększonym proscenium, które wyprowadzono nad kilka pierwszych rzędów widowni. Ten kawałek muru jest chyba jedynym nieruchomym elementem scenografii Barbary Hanickiej, która, zgodnie z fragmentaryczną budową spektaklu, dostarczyła do każdej części tylko niezbędne rekwizyty. Kiedy Eilish zagląda do kostnicy w poszukiwaniu syna, na obrotówkę wnoszone są kolejne czarne worki do przechowywania zwłok, z których w końcu powstaje upiorny krąg. Kiedy student-weteran opowiada swoją historię albo rodzina Salamów zasiada razem, aktorom towarzyszy fajka wodna. Kiedy Dany Tirza, architekt i pułkownik rezerwy (Paweł Tomaszewski), chwali się, jak wytyczał trasę muru, drze na kawałki długą na kilka metrów mapę. W tak jedynie szkicowanej przestrzeni wspiera aktorów wykonywana w dużej mierze na żywo muzyka. Wokalistka Maja Kleszcz i gitarzysta Wojciech Krzak sięgają po różne style. Słychać zarówno bluesowe riffy, bicie afrykańskich bębnów, arabską melodykę, jak i irlandzką balladę. Tym razem obecność tych pojawiających się w różnych teatrach muzyków jest nieco wycofana, choć jednocześnie widać, że z każdą kolejną pracą Kleszcz zyskuje na scenie coraz większą swobodę.

Na scenie znajduje się pięcioro osób. Dwoje z nich siedzi frontem do widowni, trójka stoi bokiem. Po prawej stronie sceny widoczny kamienny blok, na którym wyświetlana jest projekcja wideo (ze wspomnianymi postaciami).
The Wall, reż. Paweł Miśkiewicz / fot. Karolina Jóźwiak / Teatr Dramatyczny w Warszawie

Trzecia premiera sezonu zdaje się dookreślać kurs obrany przez kierujących od niedawna Dramatycznym Wojciecha Farugę i Julię Holewińską. Po inscenizacji polskiej prozy (Wczoraj byłaś zła na zielono) i autorskim przedstawieniu dyrektorskiego duetu (Anioły w Warszawie) w repertuarze pojawia się kolaż nagradzanej literatury obcej. W zaproszeniu do współpracy Pawła Miśkiewicza, byłego dyrektora sceny, można też widzieć gest zachęcający do kontynuowania dialogu, którego zapewne nadal potrzeba załodze teatru, mocno poobijanej przez ostatnie lata.

Jednak The Wall każe postawić pytanie, czy nie należało pozostać przy pierwotnym zamyśle spektaklu na małą scenę. W przedpremierowej rozmowie reżyser wyjaśniał: „[…] jak zaczęliśmy wczytywać się i wsłuchiwać w te wszystkie opowieści, przeraziłem się, że nie zmieścimy się w tak małej przestrzeni”. Może warto było zaryzykować i zbliżyć się z tymi niezwykłymi historiami do widzów? Wydobyć ich kameralny charakter i wyeksponować kłębiące się w aktorach emocje? Wyobrażam sobie, że wtedy finałowe zdanie walczącej z jąkaniem bohaterki Marty Nieradkiewicz – „I nagle czuję, że ostry płomień przeszywa mi najpierw rękę, potem pierś, i zaraz z daleka słychać strzały” – miałoby siłę rażenia eksplozji, a nie było echem odległego wybuchu.

Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka w Warszawie, The Wall, scenariusz, dramaturgia Joanna Bednarczyk, reżyseria Paweł Miśkiewicz, scenografia Barbara Hanicka, kostiumy Hanka Podraza, światło, wideo Marek Kozakiewicz, Szymon Kluz, muzyka Maja Kleszcz, Wojtek Krzak, choreografia Dominika Wiak, premiera 10 maja 2025.

Jan Karow

Krytyk teatralny, kulturoznawca. Pracuje w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Był członkiem Komisji Artystycznej 26. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.