Kim jest Sarah Kofman?

Kim jest Sarah Kofman?
Kofman. Podwójne wiązanie, reż. Katarzyna Kalwat / for. Bartek Warzecha / Nowy Teatr w Warszawie
Przedstawienie Katarzyny Kalwat to dość linearna, klarownie opowiedziana historia o życiu, a nie rozprawa o zagadnieniach filozoficznych. Sięgnięcie po autobiografię Sary Kofman wpisuje się w przygasły już trend opowieści o awansie klasowym.

Nowy Teatr w Warszawie ostrożnie kreował atmosferę oczekiwania na nadchodzącą premierę Katarzyny Kalwat. Spektakl Kofman. Podwójne wiązanie opisywano jako opowieść o francuskiej intelektualistce, dekonstrukcjonistce, współpracowniczce Jacques’a Derridy i Gilles’a Deleuze’a. Zawstydzająca wydawała się już sama nieznajomość tej postaci. Na dodatek obco brzmiący, psychologiczny termin „podwójne wiązanie” i fragmentaryczny, czarno-biały plakat. Z ulgą przyjęłam więc jedną z pierwszych kwestii wypowiedzianych ze sceny przez Maję Ostaszewską: „Nie wiedzą Państwo, kim jest Sarah Kofman? Nic nie szkodzi, ona sama próbowała dowiedzieć się tego całe życie”.

Przedstawienie Kalwat to dość linearna, klarownie opowiedziana historia o życiu, a nie rozprawa o zagadnieniach filozoficznych. Po pierwszej scenie, w której dowiadujemy się nieco więcej o bohaterce, cofamy się do przeszłości, czasu jej dzieciństwa i początku wojny. Kofman, grana przez Ostaszewską, jest również pierwszoosobową narratorką tej historii, niekiedy dystansującą się od zdarzeń i komentującą własne odczucia z perspektywy czasu. Reżyserka wraz z autorką i autorem scenariusza, Moniką Muskałą i Januszem Margańskim, czerpie przede wszystkim z jedynej ściśle autobiograficznej książki Kofman Rue Ordener, Rue Labat, ostatniego tekstu napisanego przez nią przed samobójczą śmiercią w 1994 roku. Autorka przedstawia w nim własny konflikt tożsamościowy wynikający z faktu posiadania dwóch matek: biologicznej (Żydówki) i przybranej (Francuzki), u której znalazła schronienie w trakcie wojny.

W spektaklu Sarah Kofman mówi, że tak naprawdę nie miała matek, a dwóch ojców, bo żadna z kobiet nie obdarzyła jej matczyną miłością. To wewnętrzne pęknięcie odzwierciedla także scenografia Zbigniewa Libery: po lewej stronie sceny stoi prymitywny dom z kilku desek, a w nim stół z menorą i krzesła, z kolei po prawej znajduje się niby-francuskie mieszkanie z regałami pełnymi książek, pod ciężarem których Mémé (w rolę francuskiej matki wciela się Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) uczy Sarę postawy, jaką powinna prezentować prawdziwa mała Francuzka. Na środku i w głębi sceny widzimy schody zasypane książkami. Później dowiadujemy się, że prowadzą do Sorbony, na której Kofman studiowała i nauczała.

Sięgnięcie po autobiografię Kofman wpisuje się w przygasły już trend opowieści o awansie klasowym. Sama Kalwat poruszała ten temat w poprzednim spektaklu wyreżyserowanym w Nowym Teatrze, czyli Powrocie do Reims na podstawie eseju Didiera Eribona (2021). Tym razem stawka jest znacznie wyższa niż miejsce na drabinie społecznej: gra idzie o życie. Przetrwanie wojny warte jest każdej ceny. Żydówka Sarah musiała stać się Francuzką Suzanne z medalikiem na szyi. Jej pochodzenia nie mogły zdradzić akcent, niepewność czy żydowskie modlitwy. Suzanne nie mogła być jedynie rolą, Sarah musiała uwierzyć, że naprawdę nią jest. „Nie mąćmy dziecku w głowie” – mówi Mémé, kiedy biologiczna matka (Maria Maj) chce ocalić jej pierwsze imię, choćby w domowych rozmowach. Kofman po wojnie do niego wraca i mimo starań Mémé jej tożsamość na zawsze pozostaje rozmyta. Nie zmieniają tego recytowane z pamięci książki Simone de Beauvoir i Jeana-Paula Sartre’a – spalone przez żydowską matkę. Wojna, a później okres dojrzewania są dla Kofman czasem nieustannego karania przez jedną z matek za to, co druga uznaje za słuszne. Tę sprzeczność komunikatów opisuje właśnie pojęcie podwójnego wiązania.

Życie w wewnętrznym konflikcie powoduje, że mała Kofman cierpi na zaburzenia odżywiania. Widzimy to w scenie torsji, na które kłócące się kobiety nie zwracają uwagi. To, co jedna uznaje za zdrowe i pożywne, druga nazywa zakazanym. Dla jednej posiłek jest świętością, dla drugiej przyjemnością. Koszerne i niekoszerne ścierają się ze sobą. „Wpychały mi do ust jedzenie i poczucie winy” – mówi bohaterka. To jedna z kilku scen, które powodują trudny, cielesny odbiór. Twórczynie co jakiś czas próbują uruchomić w widzach i widzkach silne afektywne przeżycia.

Podobnie w scenie nauki francuskiej wymowy, w której Ostaszewska znakomicie odgrywa złość przymuszanego dziecka. Aby wydobyć francuskie „r”, Sarah musi trzymać rękę w gardle, przyzwyczajając język do niższej pozycji. Na jej płacz Mémé odpowiada: „Chcesz mi się podobać? Płacz, ale po francusku”. Oglądając tresurę córki, jej biologiczna matka powtarza w zapętleniu, że dla Francuzki ważniejszy jest savoir-vivre niż dekalog, a w tle stale obecna na scenie skrzypaczka szoruje smyczkiem po gryfie, wydobywając przeszywające dreszczem piski. Po przejściu przez tę bolesną tresurę Kofman nie chce być już związana z biologiczną matką, na co ta odpowiada przemocą. Również wtedy, gdy po wojnie Sarah chce ją porzucić i zamieszkać z Mémé. Choć sąd przyznaje Francuzce prawo do opieki, ze względu na znacznie lepsze warunki ekonomiczne, biologiczna matka odbiera dziecko siłą.

Ostateczną zdradę widzimy w scenie erotycznego zbliżenia między dziewczyną a jej francuską opiekunką. Po wizycie na wsi, spóźnione na powrotny pociąg do Paryża, zmuszone są nocować w hotelu (zostawiając bez wiadomości przerażoną i wyczekującą matkę Sary). Zbliżenie nie jest dosłowne, nie wydarza się wiele, poza tym, że Kofman, leżąc obok Mémé, dotyka własnych piersi. Przekaz jest freudowską metaforą: teraz to jej pragnie w roli matki, chce być taka jak ona. „Na śmierć zapomniałam o matce, najzwyczajniej byłam szczęśliwa” – mówi później.

Kofman. Podwójne wiązanie, reż. Katarzyna Kalwat / for. Bartek Warzecha / Nowy Teatr w Warszawie

Spektakl Kalwat jest sprawny, czytelny i artystycznie dopracowany, twórczynie wiedzą, co chcą opowiedzieć – historię Sary Kofman, która paradoksalnie nie mówi tak wiele o tym, kim była. Oglądamy raczej to, co się jej przydarzyło, jakby doświadczenie dwóch toksycznych matek zdefiniowało całe jej życie, a ona sama nie potrafiła być czymś więcej niż sumą traum, których doznała. Przez wiele lat nie potrafiła skonfrontować się z przeszłością, omijała paryskie ulice Ordener i Labat, na których się wychowała, a pragnienie awansu i lęk przed byciem nikim popychały ją do przodu, czasem w brutalny sposób: „Kradnę książki z biblioteki, żeby inni nie mogli się z nich uczyć”.

Przedstawienie zostawia nas bez nadziei na to, że można skutecznie poradzić sobie z krzywdami wyrządzonymi przez opiekunów i opiekunki. Wychodząc z teatru, przypominam sobie pytanie Ostaszewskiej i wciąż nie wiem, kim była Sarah Kofman. Nic dziwnego, ona sama też nie zdołała się tego dowiedzieć.

Nowy Teatr w Warszawie, Kofman. Podwójne wiązanie, scenariusz Janusz Margański, Monika Muskała, reżyseria Katarzyna Kalwat, scenografia Zbigniew Libera, kostiumy Katarzyna Kalwat, Saskia Hellmann, reżyseria światła Marcin Koszałka, muzyka Wojtek Blecharz, premiera 10 kwietnia 2025.

Adrianna Wolińska

Absolwentka kierunku produkcja teatralna oraz organizacja widowisk na UŁ, studentka studiów magisterskich na kierunku Wiedza o Teatrze AT. Pracuje w dziale organizacji Instytutu Teatralnego w Warszawie.