Pieśni chłopaków polskich

Pieśni chłopaków polskich
Mariusz Gołosz / fot. Bartek Warzecha / archiwum prywatne
Ma wyczucie tematów ważnych dla młodego pokolenia i świetnie czuje rytm frazy – jak na fana hip-hopu przystało. Jest pierwszym od dawna polskim dramatopisarzem, którego teatry chcą wystawiać. Skąd fenomen Mariusza Gołosza?

Kim jest Mariusz Gołosz? Ekspiekarzem, Ślązakiem, dramatopisarzem, po którego teksty chętnie sięgają osoby reżyserskie z pokolenia Z. Na studiach jeździł z Katowic do Wrocławia i Krakowa, żeby tam za pół ceny, w „tanie wtorki”, oglądać teatr Strzępki i Demirskiego. Coś z tych doświadczeń w nim zostało, bo dziś sporo pisze o pracy i męskości, a lewicową wrażliwość łączy z dużą dozą fantazji i humoru. Jesienią Teatr Telewizji pokaże jego dramat pieśni piekarzy polskich w reżyserii Klaudii Gębskiej. Kolejną inscenizację tego tekstu, tym razem w reżyserii Ewy Galicy, można będzie w przyszłym sezonie zobaczyć w Nowym Teatrze w Warszawie.

Człowiek pracy

Jak mówi, dramat zawsze go kręcił. Pierwszy tekst dla teatru napisał jednak nie z potrzeby serca, ale dla pieniędzy. „To dosyć żenująca historia” – przyznaje. „Byłem wolontariuszem przy festiwalu w Katowicach i na budynku wisiał plakat: »Napisz jednoaktówkę po śląsku«. Można było wygrać jakieś pieniądze. Stwierdziłem, że spróbuję napisać. To był bardzo zły tekst, więc nie wiem dlaczego, ale dali mi wyróżnienie” – opowiada.

Urodził się w 1992 roku, niemal na styku dwóch pokoleń: millenialsów i zetek. Nie wie, czym te pokolenia się różnią, ale żartobliwie przyznaje, że przynajmniej w jednym wymiarze pozostaje stereotypową zetką: jest roszczeniowy. Po tym, jak wyrzucili go z pracy na stanowisku producenta teatralnego w Bydgoszczy, obraził się na teatr i wrócił na dłużej do piekarni.

Już wcześniej z niejednego pieca jadł chleb. W zasadzie nie pamięta, jak znalazł się w bydgoskim teatrze. Praca w produkcji nie była jednak dla niego. Podobnie jak praca w piekarni – to z powodu frustracji nią spowodowanej powstały pieśni piekarzy polskich. Dramat trafił do finałowej piątki Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, a później, jak to zwykle bywa w przypadku tekstów nagradzanych w Gdyni, długo nic się z nim nie działo. Aż do momentu, gdy Klaudia Gębska, studentka reżyserii AST w Krakowie, zdecydowała się wystawić go w formie rapowanego minimusicalu, który zawojował Forum Młodej Reżyserii i zgarnął wiele nagród. A także otrzymał zaproszenie na krakowską Boską Komedię, Warszawskie Spotkania Teatralne i do realizacji w Teatrze Telewizji.

ARTYSTKA Z ASP

naprawdę? pracujesz w piekarni?

pieczesz chleb?

i tak wszystko robisz rękami wyrabiasz to, tak? dobrze rozumiem?

świetne to jest prawdziwa praca

potrzebna

nie to co my robimy na ASP

bo ja wykładam na ASP

nie wiem czy już o tym mówiłam?

robię takie prace bardziej konceptualne

sztuka konceptualna, może kojarzysz?

pisuar, te sprawy?

trochę się narąbałam

opowiedz jeszcze o tej piekarni

ogromnie mnie to interesuje

taka praca manualna

Opowieść Gołosza o pracy w kraftowej piekarni, o seksownie chrupiącej skórce pieczywa, o rapie słuchanym w trakcie wielu nocy wypiekania chleba – ta opowieść jest tak dobra, bo bazuje na prawdziwych emocjach i doświadczeniach autora.

Opowieść Gołosza o pracy w kraftowej piekarni, o seksownie chrupiącej skórce pieczywa, o rapie słuchanym w trakcie wielu nocy wypiekania chleba za piętnaście złotych dla lekarzy, prawników i prezydentów – ta opowieść jest tak dobra, bo bazuje na prawdziwych emocjach i doświadczeniach autora. Dobitnie pokazuje, jak atrakcyjny projekt dla snobów (obok rzemieślniczego chlebka także „słodkie bułeczki z chałwą przekładane kremem pistacjowym / odrobina słodkości wprost z naszej glutenowej krainy”) okupiony jest wysiłkiem tych, którym narzuca się coraz szybsze tempo pracy, coraz więcej wariantów drożdżówek, w zamian zabierając przerwy i pozbawiając jedynej przyjemności – ulubionej muzyki w tle.

pieśni piekarzy polskich, reż. Klaudia Gębska / fot. Piotr Kubic / AST w Krakowie

Z dramatem Gołosza może się utożsamić ogromny procent osób studiujących, które po południu biegną z uczelni do pracy „w gastro”, by tam biegać dalej – z tacą pełną zamówień i przyklejonym do twarzy uśmiechem. Wracają późno w nocy, a na kolejnych porannych zajęciach, z oczami na zapałki, słyszą, że kiedyś młodzież była inna, a studia naprawdę coś znaczyły. Gołosz ukazuje w tekście ludzi skrajnie zmęczonych, wykonujących ciężkie prace fizyczne. A także ludzi, którzy zbijają na tym kapitał, snując jednocześnie uwodzące opowieści o „pracy z sensem” – przedsiębiorców, właścicieli, kadrę menedżerską, czyli obecnie największych miłośników języka pozornej troski.

Jednocześnie Gołosz nie zatrzymuje się na prostym rozróżnieniu na pracę fizyczną i niefizyczną. Jako wykorzystywaną pracownicę pokazuje też na przykład doktorantkę zmuszoną do dostosowania się do uczelnianej punktozy i poświęcającą swoje zainteresowania badawcze. Albo reporterkę starającą się zadowolić swojego szefa atrakcyjnym materiałem o „człowieku z mąki”:

bo oni są brudni od tej mąki, nie?

są tacy, brzydko mówiąc, ujebani

i ja bym chciał ich takich właśnie ujebanych zobaczyć

bo to jest prawda to takie ujebanie

wiesz o co mi chodzi?

Wiemy, o co chodzi. O męskie dłonie przyprószone mąką, powolnie strząsające jej nadmiar – widzimy ten obraz jak z telewizyjnej reklamy. Tej, podczas której nie sposób uchwycić zapachu potu pomieszanego z papierosami pośpiesznie palonymi za zapleczem.

Teatr dla chłopaków

Gołosz to również absolwent filozofii. Na studiach tworzył niezależny teatr z Darią Sobik, a dziś – podobnie jak ona – ma za sobą pracowity sezon pisania tekstów dla instytucji. Jego teksty drukują miesięcznik „Dialog” oraz seria „Nowe Sztuki dla Dzieci i Młodzieży”. W 2021 roku poruszającym dramatem o stracie ojca jak umierają słonie duże i ciężkie? wygrał Konkurs na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży.

Tekst Gołosza opowiada o małym Marcinie, który zaczyna wierzyć, że jego zmarły ojciec, którego bliscy przyrównywali do dużego i ciężkiego słonia, naprawdę nim był. To przekonanie opanowuje wyobraźnię, która kształtuje cały alternatywny świat, gdzie ludzie i zwierzęta łączą się w pary. Chłopiec rozwija zmyśloną historię, fascynuje się światem słoni. Sam uznaje siebie za półsłonia. Gromadzi pluszowe słonie, książki o słoniach, porcelanowe słoniki – licząc, że przyniosą mu szczęście. Gołosz inscenizuje perspektywę dziecka, każe jej się zmaterializować. Wprowadza też do opisu codziennego życia rodziny Marcina dystansująco-rozweselającą narrację filmu przyrodniczego („wspaniale obserwować słonie w ich naturalnym środowisku / niewielkie stado przemierza drogę z cmentarzyska w stronę pobliskiej cukierni”). Tekst jak umierają słonie duże i ciężkie? pokazuje nam wspaniałość i absurd dziecięcej fantazji. I jest to tak samo przeszywająco smutne, co ujmujące.

MARCIN

myślałem wtedy, że każdy ojciec musi umrzeć, zanim jego dzieci dorosną

dlatego też pierwszego dnia w przedszkolu zapytałem kolegę

jak umarł jego tata

KOLEGA

nic nie odpowiedziałem

MARCIN

jak umarł twój tata?!

powtórzyłem

KOLEGA

ponownie nic nie odpowiedziałem

zacząłem płakać

MARCIN

zaczął płakać

więc ponowiłem próbę na innym koledze

jak umarł twój tata?

KOLEGA

mój tata żyje

MARCIN

nieprawda

KOLEGA

naprawdę

żyje

odbierze mnie dzisiaj z przedszkola

W 2024 roku Gołosz powtórzył sukces: wygrał ten sam konkurs, tym razem tekstem zatytułowanym pov: masz 12 lat i prze****ne. Bohaterem ponownie jest tu chłopiec – tyle że już nieco starszy, w wieku szkolnym. Arek mierzy się z przemocą ze strony rówieśników, ale też z własnymi lękami. Nawet i tu, w dramacie, w którym mroczne myśli chłopca dominują nad całą opowieścią, pojawia się żart – jako próba ratunku przed krzywdzącą rzeczywistością.

POV: masz 12 lat i prze****ne, reż. Marta Streker / fot. Michał Grocholski / Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu

Prześladowania powodują, że chłopca zaczyna przerażać sama myśl o chodzeniu do szkoły. Sprawia coraz więcej problemów wychowawczych. Jednocześnie Gołosz pokazuje, że w takich sytuacjach ważne jest zachowanie osób z całego szkolnego ekosystemu, ze szczególnym uwzględnieniem grona pedagogicznego. A także – niestety – że osoby te często zawodzą swoich podopiecznych, nie rozumiejąc ich problemów i potrzeb.

WF

jak myje pani synowi włosy?

MATKA

nie rozumiem

WF

w jaki sposób myje mu pani włosy?

MATKA

normalnie

a jak można dziecku myć włosy?

no biorę mu głowę, moczę…

WF

ale do tyłu mu pani głowę namacza?

MATKA

do tyłu

WF

i widzi pani

jak pani do tyłu tak namacza

to wszystko jasne

MATKA

co jest jasne?

WF

że się chłopak boi nurkować

ma jakiś taki strach

przed tym, żeby głowę zanurzyć

Fantazyjne, pełne wyobraźni dramaty Mariusza Gołosza to niby-bajki dla nastolatków i dorosłych. Autor umiejętnie i z dużą wrażliwością wnika w postawy swoich bohaterów – zwłaszcza męskich. Zależy mu na tym, by obok coraz liczniejszych spektakli dla dojrzewających dziewczyn w polskim teatrze pojawiły się opowieści dla chłopaków.

„Pracuję teraz nad tekstem o gniazdownikach” – zdradza. „Głównym bohaterem będzie młody mężczyzna, który mieszka z rodzicami. Mam wrażenie, że to coś trochę innego niż młoda dziewczyna, która mieszka z rodzicami. Taki mężczyzna jest widziany jako nieudacznik. W sytuacji społecznej stawia to go w bardzo nieprzyjemnym położeniu – choćby w konfrontacji z ojcem czy społecznością wujków. Temat męskości interesował mnie także w tekście Faustyna. Falsyfikat. W pierwotnej wersji, która ostatecznie nie trafiła na scenę, główną osią było to, że Jezus jest toksycznym gościem, który nawiązuje z Faustyną relację, a potem co i rusz pojawia się i znika, dużo ci daje, mówi, że jesteś wspaniała, opowiada, jak pięknie malujesz, ale potem nie dzwoni przez dwa miesiące, a ty zastanawiasz się: co zjebałam?”.

Nowy Demirski?

Sukcesy w konkursach dramatopisarskich rzadko wiążą się z wystawieniami na scenie. Tymczasem teksty Gołosza w ostatnim czasie znalazły się na deskach kilku teatrów. W krakowskiej Łaźni Nowej Ewa Galica wyreżyserowała Faustynę. Falsyfikat. W Teatrze Kochanowskiego w Opolu Marta Streker przeniosła na scenę pov: masz 12 lat… Równolegle tekst został wystawiony w Teatrze Fredry w Gnieźnie przez Jakuba Zalasę. W Nowym Teatrze w Słupsku Iwo Vedral zainscenizował dramat Trina. Niech nie gaśnie nigdy (tekst wygrał w konkursie na sztukę inspirowaną postacią Triny Papisten, mieszkanki Stolp, dawnego Słupska, spalonej za czary w 1701 roku).

Skąd to powodzenie? „Dzięki konkursom. Poszczęściło mi się” – mówi Gołosz, tłumacząc, że nie miał specjalnych kontaktów wynikających z kończenia studiów artystycznych, ani networkingowego obycia. „Wiem, że Klaudia Gębska po prostu czytała różne teksty z Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Moja współpraca z Ewą Galicą również polegała na tym, że znalazła tekst słoni… w »Sztukach dla Dzieci i Młodzieży« i odezwała się do mnie na Facebooku. Z Jakubem Zalasą było podobnie. Osoba z teatru w Gnieźnie podrzuciła mu mój tekst, bo chcieli wystawić coś dla młodzieży” – wylicza dramatopisarz.

Gołosz ma ważną umiejętność: dostrzega absurdy codzienności, własnych przekonań oraz przyzwyczajeń i potrafi je obrócić w żart.

Wydaje się, że to jednak coś więcej niż łut szczęścia. Gołosz ma wyczucie tematów ważnych dla młodego pokolenia oraz świetnie czuje rytm frazy (w końcu słucha dużo rapu). Ma też ważną cechę: dostrzega absurdy codzienności, własnych przekonań oraz przyzwyczajeń i potrafi je obrócić w żart. Mówi przy tym, że pisanie sprawia mu przyjemność. Ta radość bije z jego tekstów, w których trudne, społecznie ważne tematy opowiadane są ze sporym luzem. Jak gdyby wszelkie osobiste końce świata Gołosz potrafił rozbroić odrobiną sceptycyzmu.

Zapytany o to, czy ma wymarzoną osobę reżyserską, w której inscenizacji chciałby zobaczyć swój tekst, mówi, że podobne marzenia bywają niebezpieczne. Zależy mu na tym, by osoba, która chce wystawiać jego twórczość, miała podobny do niego rodzaj empatii względem bohaterów. Jako przykład pracy, w której tej empatii zabrakło, wspomina czytanie performatywne pieśni piekarzy polskich w reżyserii Michała Telegi, które było częścią trzeciego etapu konkursu w Gdyni: „Telega przedstawił tych piekarzy jako kompletnych debili. Wiem, że to było czytanie i mieli niewiele czasu na przygotowanie, jednak później powiedział, że nie interesują go problemy piekarzy i właściwie to nie podoba mu się ten tekst. Jak to zobaczyłem, to pomyślałem: »Jezu, więc ktoś może pokazać całą tę grupę robotników jako po prostu kompletnych idiotów?«. A to przecież ludzie, którzy są zmęczeni i właśnie przez to tak naładowani frustracją i wściekłością”.

Wśród autorów dla siebie ważnych Gołosz wyróżnia Pawła Demirskiego (jeden z dramatów Gołosza Bił sobie Andrzej nawet tytułem nawiązuje do słynnego Był sobie Andrzej Andrzej Andrzej i Andrzej Demirskiego) oraz Michała Buszewicza. To specjalnie nie dziwi, obu tych twórców charakteryzuje wszak wrażliwość na aspekt klasowy i tematy dotyczące męskości. Gołosz jest od nich mniej cyniczny, mniej minorowy i odleglejszy od realizmu. Pisze dość fabularnie, myśli o tekście koncepcyjnie i tworzy wielopoziomowe opowieści jeszcze na papierze, zanim trafią na scenę. Na pewno ma potencjał, by napisać wiele świetnych tekstów dla teatru. Chyba że ukradnie go branża filmowo-serialowa…

Adrianna Wolińska

Doktorantka Uniwersytetu Łódzkiego, absolwentka studiów magisterskich Wiedzy o Teatrze w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie oraz studiów licencjackich produkcja teatralna i organizacja widowisk na Uniwersytecie Łódzkim. Współpracuje z Instytutem Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie. Publikowała w „Dialogu”, „Czasie Kultury” i „Czasie Literatury”.