Keine Grenzen

Twórcy spektaklu Po Galicji. Kilka historii próbują przywołać świat, którego już nie ma. Przekonują, że nie trzeba w tym celu odprawiać tajemniczych rytuałów, ani odwiedzać miejsc pamięci. Wystarczy opowieść.
Reżyser Patryk Warchoł (student warszawskiej Akademii Teatralnej) zabiera publiczność w podróż dziewiętnastowieczną koleją po Galicji. Gdzie zacząć tę wyprawę, jeśli nie w Tarnowie, w którym cesarz Franciszek Józef I zainicjował budowę pierwszej stacji kolei galicyjskiej? To właśnie z tego miejsca prowadziły szlaki do Wiednia, Krakowa, Przemyśla, Lwowa i innych ważnych ośrodków. W spektaklu – niezależnie od kierunku, który obierzemy – cel jest jeden: kraina wielu kultur.
Na terenie Galicji, czyli na obrzeżach cesarstwa Austro-Węgierskiego, przez lata żyli obok siebie Polacy, Żydzi, Ukraińcy i Niemcy. Świat ten skończył się i popadł w zapomnienie wraz z upadkiem monarchii po I wojnie światowej. Ze zbiorowej pamięci zniknął szereg postaci, które zjawiają się na tarnowskiej scenie, jakby chciały na nowo zagościć w powszechnej świadomości mieszkańców Galicji. Podroż inauguruje Cesarz Franciszek Józef I (Ireneusz Pastuszak), a na kolejnych stacjach dołączają Iwan Franko (Aleksander Fiałek) – jeden z największych twórców literatury ukraińskiej, Ignacy Łukasiewicz (Maciej Małysa) – wynalazca lampy naftowej, Helena Rosenbach – pierwsza asystentka Zygmunta Freuda oraz Szmuel Josef Agnon (Angelika Smyrgała) – izraelski pisarz i noblista. Nagle pojawia się też SSman (ponownie Aleksander Fiałek), by zakłócić losy podróżnych, ale też przyspieszyć bieg historii, spleść ze sobą opowieści i nadać im szerszy kontekst.
Ramę fabularną przedstawienia oparto o reportaż Martina Pollacka Po Galicji. O chasydach, Hucułach, Polakach i Rusinach. Tęsknota autora i aura sennego marzenia, którą kreuje, nie wykluczają opisów biedniejszych dzielnic, nierówności społecznych, korupcji, wyzysku robotników oraz relacji z coraz częstszych przejawów antysemityzmu i dyskryminacji na tle narodowościowym. Na kartach książki pojawia się wielu bohaterów i znacznie mniej bohaterek. Centrum zdarzeń stanowią Przemyśl i Drohobycz, Tarnów jest ledwie zaznaczonym punktem na trasie. Spektakl Warchoła nie jest zatem klasyczną adaptacją książki. Wykorzystuje główny motyw podróży, ale zmienia jej bieg i kładzie akcent na kilku lokalnych i mało znanych historiach. W szkołach rzadko wspomina się o Helenie Rosenbach z Przemyśla, która nie tylko była asystentką Freuda, ale też pierwszą przewodniczącą Towarzystwa Psychoanalitycznego w Wiedniu oraz autorką książek na temat psychologii seksualnej kobiet. Nie wszyscy też wiedzą, że w pobliskiej Bóbrce do tej pory istnieją kopalnie i szyby naftowe Ignacego Łukasiewicza.
Wybrane opowieści kreują namiastkę wielokulturowej, niemal baśniowej Galicji. Postacie noszą nawiązujące do epoki kostiumy zaprojektowane przez Grzegorza Łabudę i poruszają się w umownej scenografii Nikodema Słomczyńskiego. Przez scenę, ograniczoną ramą z ledowych świateł, biegną tory. Z jednej strony wisi zegar dworcowy, a z drugiej ekran, na którym wyświetlane są dawne fotografie oraz nagrania autorstwa Ewy Borkowskiej. Przenoszą nas one w plener, przybliżając Tarnów i okolice, oraz uzupełniają wiedzę o losach bohaterów. W kluczowym momencie z sufitu rozwijają się arkusze z tekstem wojennej proklamacji Franciszka Józefa I (Do moich Ludów) w trzech językach: polskim, niemieckim i rosyjskim.
Osoby tworzące nie składają jednak hołdu historycznym bohaterom i nie zmierzają w stronę teatralnej lekcji. Dokumenty przeplatają mitami. W przewrotny sposób zderzają elementy dawnego świata z teraźniejszością. Podkreślają przy tym absurdy codzienności i powtarzalność ludzkich losów. Momentami jest zabawnie, niemal kabaretowo, chwilami zaś wzruszająco. To lokalna historia w popkulturowym wydaniu. Na teledyskową, komiksową estetykę wpływa muzyka opracowana przez Nikodema Słomczyńskiego. Znane przeboje są odpowiedzią na dialogi postaci, często niemal dosłownie ilustrują wymawiane kwestie. Bohaterowie tańczą do Wsiąść do pociągu Maryli Rodowicz, a SSman wzrusza się przy Keine Grenzen Ich Troje.

Przełamaniem konwencji i przerwą w opowiadaniu historii są również metakomentarze. Aktorzy często wspominają proces powstawania spektaklu, chwalą się kostiumami uszytymi w pracowni przez Panią Iwonkę (a nie kupionymi w sieciówkach czy lumpeksach). Podkreślają też napięcie między aktorami z prowincji a twórcami z Warszawy. Autoironiczne wstawki w połączeniu z muzyką i nagraniami wideo sprawiają jednak, że spektakl staje się przeładowany, historia schodzi na dalszy plan, a to, co początkowo zaskakiwało, szybko przestaje bawić. Można tu wyczuć inspirację teatrem Michała Siegoczyńskiego, z którym Patryk Warchoł współpracował jako konsultant dramaturgiczny przy kilku spektaklach (m.in. Wiosennej bujności traw, Nocach i dniach, Aktorach prowincjonalnych, Titanicu).
Po Galicji… z powodzeniem łączy opowiadanie ważnych historii z ukłonem w stronę farsy. Publiczność reaguje niezwykle żywiołowo, co może mieć związek z niedawnym sukcesem Azotów Fiction – musicalu o transformacji ustrojowej widzianej z perspektywy pracowników lokalnego kombinatu. Najwidoczniej widzowie Teatru im. Ludwika Solskiego rozsmakowali się w miejscowych historiach. Najbliższe sezony pokażą, czy to przypadek, czy tarnowski teatr wkroczył na ścieżką wytyczoną lata temu przez Legnicę i Wałbrzych.