Zabawy na granicy

Zabawy na granicy
Un-packing, reż. Katarzyna Kalwat / fot. Filip Wierzbicki / Wrocławski Teatr Współczesny
Nie ma w Un-packing miejsca na ciszę, oddech, refleksję. Ze sceny pada mnóstwo słów, jakby artyści zapomnieli o istnieniu zasady show, don’t tell.

Akcja Un-packing rozgrywa się w 2029 roku. Gdzie? Twórcy nie mogli się zdecydować. Spektakl jest koprodukcją Wrocławskiego Teatru Współczesnego i Teatru Dramatycznego w Warszawie, w związku z czym bohaterowie wspominają oba miasta. Dodatkowo punktem odniesienia jest Podlasie. Stamtąd pochodzi główna bohaterka przedstawienia Joanna Jachimczuk (Ewelina Paszke-Lowitzsch) – polityczka startująca w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy partii Polska Bez Granic.

Reżyserka Katarzyna Kalwat oraz autor tekstu i dramaturg Mikita Iłynczyk przedstawiają mroczną wizję Europy wpadającej w ramiona faszyzmu. Mimo że przenosimy się w czasie zaledwie o cztery lata, europejski krajobraz ulega tu radykalnej transformacji – Słowacja i Węgry opuściły Unię, za chwilę zrobi to Francja. Jachimczuk reprezentuje tę „dobrą” stronę społeczeństwa – demokratów walczących z POL-EXITEM.

Jesteśmy w mieszkaniu bohaterki. Scenografię tworzy kilkadziesiąt kartonów ustawionych w rząd (za projekt odpowiada Zbigniew Libera). Tekturą pokryto również ramę łóżka i stół. Przestrzeń podkreśla prowizoryczność i niestałość życia migrantów. Aktorzy i aktorki, stłoczeni na małej powierzchni, nie mogą znaleźć sobie miejsca. Nawet jeśli nie uczestniczą w dialogach, pozostają na scenie jako bierni świadkowie. W jednej ze scen mieszkanie zamienia się w studio telewizyjne, do którego gospodyni zaprasza dziennikarkę Martę Wyklęcką (Marta Ojrzyńska), autorkę programu „Nasz dom. Wasz dom”. Przerywany i wznawiany wywiad to stelaż, na którym oparto konstrukcję przedstawienia. Wygląda to jak niezgrabne powtórzenie motywu z Powrotu do Reims, który Kalwat reżyserowała w Nowym Teatrze w Warszawie (2021).

Jachimczuk prawdziwe poglądy zdradza poza anteną. Migrantów traktuje wybiórczo. Nie interesują jej arabscy czy ukraińscy uchodźcy, ponieważ wzbudzają kontrowersje. Neutralni, bliscy nam kulturowo i poczciwi są za to Białorusini. Udzielając wywiadu, polityczka ma za plecami parę zza Buga, którą w celach PR-owych sprowadziła do Polski. Uchodźcy zmęczeni wielogodzinną podróżą zmuszeni są do stania na baczność, podczas gdy Jachimczuk opowiada o ratowaniu Polski i Europy przed faszystami. Cynizm i hipokryzja biją z każdego słowa i gestu. Nie byłoby w tym obnażeniu zakłamania nic złego – w żenującej i dehumanizującej debacie o kryzysie uchodźczym na granicy polsko-białoruskiej rzeczywiście zapomina się o Białorusinach i Białorusinkach. Niestety twórcy Un-packing popadają w okropnie moralizatorski ton. Irytuje zwłaszcza postać syna polityczki. Jan Maria (Dominik Smaruj) to wielkomiejski inteligent, absolwent Sorbony, który tłumaczy matce, dlaczego nie można instrumentalnie traktować migrantów i dlaczego jest ona złym człowiekiem. Mimo że bohater posiada rozbudowany aparat krytyczny i narzędzia intelektualne, po czasie i tak okazuje się ksenofobem. Wykrzykuje nacjonalistyczne hasła, a jednocześnie flirtuje z Białorusinem.

Grający wspomnianych białoruskich migrantów Magdalena i Tomasz Tarantowie pochodzą z Podlasia. Wychowywali się w miejscowościach przygranicznych, gdzie język i kultura białoruska stanowiły ważną część tożsamości. W spektaklu mówią w języku białoruskim. W jednej ze scen opowiadają o ogromnym szczęściu, jakie ich spotkało – gdyby urodzili się kilka wsi dalej, żyliby w reżimowym państwie. Na scenie towarzyszy im prawdziwy białoruski migrant (Kiryl Masheka). Gra mężczyznę, który ze strachu nie chce ujawnić tożsamości. Prosi, by nazywać go Autorem. Niepochlebny wobec białoruskiej władzy wpis na jednym z portali społecznościowych kosztował go kilka lat więzienia.

Literacką inspirację dla spektaklu stanowi reportaż Anety Prymaki-Oniszk Kamienie musiały polecieć. Wymazywana przeszłość Podlasia. Książka opowiada o przemocy wobec białoruskiej mniejszości prawosławnej, przesiedleniach i zbrodniach. Po II wojnie światowej zorganizowane bandy chodziły od domu do domu i zabijały białoruskich mieszkańców. Była to część haniebnej polityki wymazywania podlaskiej wielokulturowości. Okazuje się, że dziadek reprezentantki Polski Bez Granic był jednym z oprawców. Polityczka stara się ratować zszargany wizerunek. Nie pomaga jej w tym wujek Mieczysław (Mariusz Drężek), entuzjasta rekonstrukcji historycznych dla dzieci i młodzieży – „No zabijał, a co miał robić? Przecież to byli moskiewscy szpiedzy”. Na wizji proponuje zorganizowanie rekonstrukcji mordu na białoruskiej rodzinie, w której to Białorusini grają Białorusinów, a Polacy Polaków. To najmocniejsza scena w przedstawieniu, pokazująca niezdrowe emocje, jakie mogą wywołać rasistowskie i nacjonalistyczne „zabawy”. Mieczysław jest bardzo podniecony wizją zabijania Białorusinów, którzy w jego prywatnym słowniku niczym nie różnią się od „kacapów”.

Autorzy Un-packing na siłę wrzucili do spektaklu wątki seksualne. Marta Wyklęcka pod koniec przedstawienia wykonuje w tyle sceny performans dokamerowy. Zdejmuje części garderoby, rozpuszcza włosy, eksponuje stopy, jednocześnie relacjonując wiadomości, co zwraca uwagę na istotną rolę dziennikarzy w fetyszyzowaniu przemocy i cierpienia. Z kolei Autor nawiązuje kontakty na gejowskim portalu z białoruskimi żołnierzami, bo oni „tego potrzebują”. W spektaklu Magdy Szpecht Spy Girls (2024) estońskie performerki uwodzą rosyjskich żołnierzy, by wyłudzać od nich informacje o położeniu wojska i amunicji. Dlaczego z funkcjonariuszami reżimu flirtuje białoruski uchodźca polityczny? Czemu ma służyć sexting z pogranicznikami, którzy traktują migrantów z Azji Zachodniej i Afryki jak przedmioty?

Dwóch mężczyzn unosi wyprostowane ręce. Jeden z nich trzyma w niej telefon z włączoną kamerą skierowaną na samego siebie - obraz jest wyświetlony na ekranie widocznym na drugim planie po lewej stronie.
Un-packing, reż. Katarzyna Kalwat / fot. Filip Wierzbicki / Wrocławski Teatr Współczesny

Polską dyskusję o kryzysie uchodźczym i przyszłości Europy zdominował strach przed osobami z kultur odmiennych od naszej, czyli arabskich, afrykańskich i azjatyckich. Po drugiej stronie migranckiej barykady umieszczono tego dobrego – Ukraińca o białym kolorze skóry, chrześcijanina i uczciwego pracownika. Ale i on stał się ostatnio nieprzyjacielem. Obywatelki i obywatele Białorusi w tej dyskusji istnieli tylko przez chwilę – podczas brutalnie pacyfikowanych protestów po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku.

Czy Un-packing wnosi coś wartościowego do tej debaty, przypominając o trudnej sytuacji Białorusinów w Polsce i skomplikowanej historii Podlasia? Obawiam się, że krytyka i recepcja spektaklu ograniczy się do pustych i memicznych haseł prawicowych fanatyków: „Białorusin obraża Polskę i Polaków, a polska reżyserka mu w tym pomaga!”. Podobne clickbaitowe nagłówki zdobiły prawicowe fora internetowe po ostatniej realizacji tekstu Iłynczyka, czyli spektaklu 2049: Witaj, Abdo w reżyserii Piotra Pacześniaka (Teatr Studio, 2025). Prawdopodobnie wrocławska premiera spowoduje, że osoby o poglądach antyimigranckich ponownie poczują się sprowokowane, z kolei osoby krytykujące polską politykę migracyjną będą zniechęcone moralizatorskim, dydaktycznym i infantylnym wydźwiękiem przedstawienia.

Wrocławski Teatr Współczesny, Un-packing Mikity Iłynczyka, reżyseria Katarzyna Kalwat, dramaturgia Mikita Iłynczyk, przestrzeń Zbigniew Libera, kostiumy Tasha Katsuba, muzyka Wojciech Błażejczyk, premiera 14 czerwca 2025.

Magdalena Ożarowska

Krytyczka teatralna, teatrolożka, fotografka i pracownica kultury. Ukończyła Wiedzę o teatrze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Studiowała również na Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza. Pracuje w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego, gdzie łączy zainteresowania teatralno-fotograficzne.