Kreska nad kropką

Kreska nad kropką
Skowyt, reż. Kamil Białaszek / fot. Michał Mitoraj / Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie
Spory gumowy penis porusza się w takt wiersza Allena Ginsberga, rytmicznie i z przejęciem deklamowanego przez skrytego w kulisie aktora. Dildo jest trochę jak kukiełka, a trochę jak kostur biblijnego proroka, surowo wieszczącego apokalipsę.

Skowyt z Teatru Żydowskiego to odpowiedź na poczucie, że żyjemy w czasach ostatecznych. Stwierdzenie to reżyser i autor scenariusza Kamil Białaszek zdaje się traktować śmiertelnie serio – i zarazem reaguje na to mrocznym, bezczelnym śmiechem.

Po udanym Nowym Panu Tadeuszu, tylko że rapowym z Teatru Polskiego w Poznaniu, Białaszek, raper (znany jako Koza) i wciąż jeszcze student Wydziału Reżyserii warszawskiej Akademii Teatralnej, nie odcina kuponów i nie sięga ponownie po rapową formę. Pulsująca, pochłaniająca muzyka Dominika Strycharskiego to jednak ważny element tego przedstawienia – nie braknie też, jak już wspomniałem, melorecytacji.

Świetny Jerzy Walczak inkantuje kolejne partie poematu Ginsberga, powracającego jak refren tego wspaniale chaotycznego spektaklu. Walczak, czasem guru, czasem akademicki wykładowca, na chłodno krok po kroku tłumaczący, jak zrobić bongo lub osiągnąć spokój ducha, zdaje się stworzony do tej roli. Skowyt to seria scen powiązanych bardziej nastrojem i tematem niż opowieścią, postaciami czy spójną formą. Może przypominać wczesne przedstawienia Krzysztofa Garbaczewskiego (Białaszek debiutował jako dramaturg w jego Boskiej komedii w warszawskim Powszechnym, 2020) – kiedy to Garbaczewski bardziej niż z rzeczywistością wirtualną i rozbudowanymi projekcjami wideo kojarzył się właśnie z nieoczywistym rodzajem obecności performerów, zaskakującymi zderzeniami elementów z różnych światów, generującymi nowe sensy, wreszcie – z osobliwie zorkiestrowanym performatywnym galimatiasem.

Bo czego u Białaszka nie ma? Świetnie poprowadzony Piotr Siwek wspólnie z Mateuszem Trzmielem robi rewelacyjną parodię antynarkotykowych kampanii z przełomu milleniów, a potem prowadzi upiornie zabawny instruktaż wkłuwania w żyłę (spektakl obudowany jest odnośnikami do telefonów zaufania i trigger warnings). Wspomniany tylko premier Izraela Binjamin Netanjahu w groteskowo gorzkiej scenie otrzymuje Pokojową Nagrodę Nobla. Z kolei obecny na scenie wschodni guru i nauczyciel duchowy walczy z Donaldem Trumpem w czymś przypominającym freak fight, gdzie stawką jest przyszłość świata. Prezydenta USA gra Rafał Rutowicz – i robi to tak udatnie, że mógłby zostać z miejsca podkupiony przez jeden z amerykańskich satyrycznych programów telewizyjnych. Jaki jest pomysł lidera wolnego świata na problem narkotykowy? Utopić uzależnionych w oceanie. Jest ich za dużo? Wybudować specjalny luksusowy ośrodek za południową granicą. Kto za to zapłaci? Oczywiście rząd Meksyku. Jak tylko spłaci mur. W szybkim montażu skaczemy między wojnami i masakrami – od Gazy po Indie, od Pakistanu do Ukrainy.

Na pierwszym planie widać dwóch siedzących mężczyzn. Jeden jest odwrócony plecami, drugi zwrócony profilem. W głębi widać mównicę, za którą stoi zgarbiony mężczyzna w brązowej marynarce oświetlony punktowym światłem.
Skowyt, reż. Kamil Białaszek / fot. Michał Mitoraj / Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie

Białaszek spiętrza koszmar narkotykowego snu, który jest zakorzeniony w rzeczywistości politycznej i oddaje logikę mówienia o niej w mediach starych i nowych – wyrwane z kontekstu rozbłyski grozy i zadziwienia, naładowane afektem flary przerażenia i ekscytacji, które szybko wygasają, by po chwili huknąć gdzieś indziej. Ambasadą tej republiki medialnego odurzenia jest w spektaklu powracający program Kreska nad kropką. W roli teatralnej odpowiedniczki pierwszej damy polskiego dziennikarstwa telewizyjnego bardzo dobra Joanna Rzączyńska.

Odpowiedzią na ten koszmar nadmiaru i nadmiar koszmaru ma być – i tu spektakl okazuje się nieco staroświecko wpatrzony w hipisowskie wzorce – medytacja, czy łagodny (powiedzmy) narkotyczny trans, wreszcie – droga ducha, oświecenia. Naiwne? Być może, ale w świecie, który reżyser pokazuje na scenie, nic lepszego nie rysuje się na horyzoncie. I choć najsłabszym ogniwem przedstawienia z Teatru Żydowskiego jest szkolnie przepoetyzowane zakończenie w kaftanach bezpieczeństwa, to czekam na kolejne przedstawienie Kamila Białaszka.

Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie, Skowyt, scenariusz, reżyseria Kamil Białaszek, scenografia, kostiumy Julia Zawadzka, muzyka Dominik Strycharski, wideo Michał Mitoraj, choreografia Bartek Dopytalski, premiera 20 czerwca 2025.

Witold Mrozek

Krytyk teatralny i dziennikarz. Absolwent teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, doktorant Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2012 roku współpracuje z „Gazetą Wyborczą”, publikował m.in. w „Dwutygodniku”, „Berliner Zeitung”, „Krytyce Politycznej” i „Didaskaliach”. Redaktor „Teatru”. Pochodzi z Bytomia.